Radio Hefajstosa

sobota, 4 kwietnia 2015

XII

*Percy*
                Obudziłem się gwałtownie wyrwany z koszmaru o Kronosie. Nie wiedziałem gdzie jestem. Pamiętam tylko ucieczkę i okropny ból. Wyskoczyłem z łóżka do którego ktoś mnie położył. Od razu tego pożałowałem, bo miejsce gdzie wczoraj ugryzł mnie lew zaczęło boleć mnie tak, że upadłem na kolana. Odczekałem chwilę, aż ból ustanie i poczołgałem się powrotem do łóżka. Gdy tylko moja głowa znalazła się powrotem na miękkich poduszkach odetchnąłem głęboko i policzyłem do stu.
                Po skończonym liczeniu podjąłem ponowną próbę wstania. Tym razem było o niebo lepiej. Tylko lekko się zachwiałem, ale nie upadłem. Podszedłem do drzwi z nadzieją, że będę mógł wyjść z tego pokoju i dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu, ale ku mojemu rozczarowaniu były zamknięte na cztery spusty.
                -Gdzie się wybierasz Perseuszu Jacksonie? – z najciemniejszego konta pokoju dobiegł mnie dziwnie znajomy głos.
                -To nie możliwe! Ty nie żyjesz! – wrzasnąłem łapiąc się za głowę.
                -Tak Percy umarłam, ale wróciłam – odpowiedziała – Byłam… U znajomego, lecz bogowie mieli co do mnie inne plany.
                -Blue… - szepnąłem imię dziewczyny stojącej przede mną. Patrzyłem na nią jak na ducha. Dziewczyna zrzuciła z głowy kaptur, lecz to co zobaczyłem pod nim przeraziło mnie. – Twoje… Twoje oczy!
                -To była cena mojego życia Percy. W pewnym sensie straciłam wzrok. Nie widzę kolorów. Tylko czerń i biel – powiedziała – Myślę jednak, że to mała cena jaką zapłaciłam za swoje życie.
                Wpatrywałem się przez chwilę w nią. Chciałem coś powiedzieć, zapytać się gdzie była przez ten cały czas, ale usłyszałem kroki za drzwiami.
                -Nie mamy dużo czasu Percy – powiedziała – Musicie jak najszybciej opuścić Egipt i ruszyć do Jerozolimy. Tam odszukacie świątynie, największą w mieście. Musicie się tam włamać i wykraść pewną rzecz. Arka Przymierza to chrześcijański artefakt. Gdy to już zrobicie spotkamy się w Nazaret. A i uważajcie, kto dotknie skrzyni zostaje porażany prądem, więc musicie coś wymyśleć by ją otworzyć.
                -Czemu musimy się znów rozstawać, dopiero co cię odzyskałem – zapytałem prawie płaczliwym głosem.
                -Nie martw się Percy spotkamy się niedługo. Jeszcze trzy sprawy. Po pierwsze nie powiesz nikomu że się widzieliśmy, po drugie nie ufaj żadnemu z bogów Percy. Ani Egipskiemu, ani Greckiemu. I po trzecie musicie się spieszyć macie tydzień  od dzisiaj by znaleźć Arkę i odgadnąć jak ma wam pomóc. A teraz żegnaj ktoś się zbliża.
                To powiedziawszy wyskoczyła przez okno w noc.

*Nico*
                Adam zaprowadził nas do małego pokoju, gdzie Percym zajęli się uzdrawiacze. Nas zaś pokierował do bocznego wyjścia gdzie mieściła się główna siedziba magów. Gdy tylko weszliśmy do ogromnej Sali oślepiło nas światło słoneczne wpadające przez okna w suficie. Cała sala była piękna. Zrobiona ze złota, kamieni szlachetnych i białego marmuru. U szczytu Sali na podwyższeniu stał tron ze złota, wysadzany klejnotami. Obok niego nieco niżej stał fotel z pozłacanego drewna, które wyglądało mizernie przy królewskim tronie wyżej. Na tym mniejszym siedzisku usadowiony był mężczyzna, który dobijał już do pięćdziesiątki. Miał krótko przystrzyżoną czarną brodę w której było widać już siwe pasma. Na głowie miał dziwną czapkę podobną do tej co widać na hieroglifach i tych dziwnych egipskich rysunkach faraonów z dawnych epok. Mężczyzna był ubrany w typowy egipski strój z lnu.
                Adam podszedł do niego bliżej i ukłonił się. Popatrzyliśmy po sobie z Leonem i po krótkim wahaniu zrobiliśmy to samo.
                -Iskandarze przyprowadziłem ich – powiedział chłopak i odsunął się lekko na bok, by starszy mężczyzna mógł się nam lepiej przyjrzeć.
                -Było was trzech? Gdzie jest syn Posejdona? – zapytała Iskandar.
                -Percym zajęli się uzdrowiciele – zabrałem głos.
                -Sachmet go ugryzła. W połowie uleczył się sam, ale potrzebna jest pomoc specjalistów – wtrącił Adam.
                -Rozumiem – podrapał się po głowie starzec – Nie to znaczy nie rozumiem, jeszcze nigdy bogowie nie zaatakowali dzieci innych bogów.
                - Dzieje się coś złego, dlatego zostaliśmy tutaj wysłani z misją – powiedział Leo nadzwyczaj poważnie.
                -Wiem, teraz musicie być ostrożni. Kleopatra nie żyje. Cezar przejął władze nad Egiptem i teraz chcę was zabić bo doszły go słuchy, że jesteście półbogami. Nie możecie nikomu ufać… -
                -Jeżeli nie możemy nikomu ufać, to czemu mamy rozmawiać o naszej misji z tobą – powiedziałem zdenerwowany przerywając Iskandarowi, na co dostałem kuksańca w bok od Leona.
                -Słuszne pytanie panie Di Angelo. Ja i kilku nielicznych magów dołożymy starań by wam pomóc w waszej misji. Nasi bogowie od tysiąc leci żyli w zgodzie i pokoju. Teraz się buntują, walczą przeciwko sobie. Lwia bogini zaatakowała waszego przyjaciela, syna jednego z trójki najwyższych bogów Greckich. To zazwyczaj oznacza wojnę – ciągnął starzec.
                -A my jak zwykle musimy ratować tyłki wszystkich istniejących bogów tak? – zapytałem wściekły. Miałem już dość ratowania świata. Dwa lata temu o mało co nie zginąłem na wojnie. Mam tu swoją misję do wykonania, a nie pomoc jeszcze stu innym cywilizacją z milionami różnych problemów do rozwiązania.
                -Jest w tobie wiele złości synu Hadesa – powiedział Iskandar badając mnie wzrokiem.
                -Mam do tego prawo. Niedawno skończyłem szesnaście lat, a przeżyłem dwie wojny i więcej niż niejeden nastolatek – warknąłem.
                -Rozumiem, ale z twoją złością dla ciemności łatwy do pozyskania jesteś. Musisz się jej wyzbyć, bo inaczej wróg cię na swoją stronę przeciągnąć może – odpowiedział – Dobrze my tu tak gadamy, a wasz kolega już się obudził i raczej potrzebuje towarzystwa.
                Skłoniliśmy się do Iskandara i poszliśmy powrotem za Adamem do małego pokoju gdzie rozłączyliśmy się z Percym.
                Byłem zły na wszystkich. Na siebie, Leona, Percyego, bogów i Blue. W szczególności na nią. Jak ona mogła dać się zabić. Jako jedyna potrafiła trzymać swoje emocje na wodzy. Wydaje mi się, że jako jedyna wiedziała co robić. Teraz straciliśmy praktycznie dwa tygodnie na plątaniu się po Egipcie, a nie mamy nawet małej poszlaki gdzie mamy iść, by znaleźć tą broń. Wlokłem się za Adamem i Leonem mają ochotę wziąć jedną ze stojących figurek bogów egipskich i cisnąć ją na ścianę.
                „Uspokój się Nico” – pomyślałem. To moje zdenerwowanie wynikało chyba bardziej z tego, że nadal jakaś cząstka mnie kocha się w Percym i boi się o syna boga mórz. Chyba nigdy nie wyleczę się z tego uczucia do niego, nawet gdy znajdę kiedyś swoją miłość to Pecy zawsze będzie pierwszą osobą, którą pokochałem tak mocno.
                -Halo ziemia do Nica di Angelo – pomachał m przed oczami Leon.
                -Mmm?
                -Rozmawialiśmy właśnie z Adamem na temat tego gdzie udamy się gdy Percy będzie już zdrowy – powiedział syn Hefajstosa
                -Mówiłeś coś że Ozyrys kazał ci zejść do Duat i odszukać informacje na temat księgi Izydy – powiedział Adam.
                -Tak, ten niebieski gościu coś o tym wspominał – wyszczerzył się Leo.
                -A ja mam na ten temat inne zdanie – z za jednych z wielu drzwi wyłoniła się postać Percyego.
                -No witamy w śród żywych panie „JESTEM-CIAMAJDĄ-ALE-MAM-CHOLERNE-SZCZĘŚCIE” – powiedziałem.
                -A temu co? – zapytał Leona Percy.
                -Przechodzi ciężkie dni, chyba okres – zaśmiał się Leon.
                -Zaraz ty będziesz miał okres na twarzy jak nie zamkniesz tej swojej przemądrzałej buźki – warknąłem i już miałem podnosić pięść by przywalić temu idiocie, ale Percy mnie powstrzymał.
                -Dosyć! –krzyknął – Wracając do tematu to miałem… Wizję i ten ktoś kazał nam się udać do Jerozolimy by odszukać chrześcijański artefakt zwany Arką Przymierza. Mamy na to tydzień.
                -Emm możecie mi powiedzieć co to znaczy chrześcijański? – zapytał Adam.
                -To jest taka religia, jeszcze jej chyba nie wynaleziono – powiedział Leo, ale Adamowi to chyba nic nie dało do myślenia,  bo nadal miał dziwną minę – Mniejsza z tym. To najpierw kopsniemy się po tą Arkę, a potem do Duat po książkę?
                -Coś w tym stylu, ale nie mamy zbyt wiele czasu. Musimy wyruszyć dzisiaj – powiedział Percy.
                -Do Jerozolimy są cztery dni drogi konno – Powiedział Adam – Nie będziemy mieli czasu by iść tam i przenieść się do Duat.
                -Musimy poprosić bogów o pomoc – wtrąciłem.
                -Żadnych bogów! – powiedział szybko i nerwowo Percy – To znaczy… Um… Musimy sobie radzić w tej misji sami.
                -Percy ma rację. – Powiedział Leo – Ten facet w Sali tronowej powiedział, że bogowie znów buntują się. Jedni chcą zabić drugich.
                -Czyli znowu ratujemy im tyłki? – zapytał Percy na co nasza trójka przytaknęła głową.
                -Dobrze, teraz odpocznijmy i jutro z samego rana zobaczymy co dalej – powiedziałem – Czeka nas też duża podróż, więc musimy uzupełnić zapasy i skołować jakiś transport.
                -Iskandar wszystko nam załatwi – powiedział ziewając Adam. – Ja i Leo weźmiemy jeden pokój, a ty I Percy drugi. Dobranoc.
                Wszyscy udaliśmy się w swoją stronę. Ja poczłapałem za Pecym, do pokoju z którego chłopak uprzednio wyszedł. Nie wiele myśląc walnąłem się na pierwsze lepsze łóżko jakie zobaczyłem i westchnąłem. Percy zaśmiał się tylko i zrobił to samo co ja, tyle tylko, że po drugiej stronie pokoju.
                -Nico? – szepnął po chwili syn Posejdona.
                -Mmm?
                -Myślałeś kiedyś o tym co by było gdybyś był zwykłym dzieciakiem, bez tych wszystkich zwariowanych przygód, mocy i boskiego rodzica? – zapytał mnie. To się mu normalnie na zwierzenia wzięło. Przekręciłem się na bok, tak że teraz patrzyłem wprost na niego.
                -Czasami się zastanawiałem. Myślę jednak że było by to dziwne. – westchnąłem – Nie być narażonym na niebezpieczeństwa. Nie poznać tych wszystkich ludzi. Brakowało by mi tego.
                -Mam tak samo – powiedział stłumionym, przez ziewnięcie głosem Percy.
                -Kto przyszedł do ciebie w dzisiejszej wizji? – palnąłem.
                -Jedna pomniejsza bogini, której imienia nawet nie znam – powiedział po dłuższej chwili wahania. Czuję, że syn Posejdona nie mówi nam wszystkiego. – Dobranoc Nico.
                -Kolorowych.
                Nie mogłem jednak spać. Za dużo spraw nie dawało mi spokoju, jednak gdy Morfeusz porwał mnie już w swoje objęcia śniły mi się koszmary, które niestety miały się w niedługim czasie ziścić.

*Narracja Trzecioosobowa*
                Chłopak chodził po swoim domu z czarnego marmuru w tę i powrotem czekając na Blue, która jeszcze nie wróciła z misji. Gdy tylko jednak drzwi do domu otworzyły się z hukiem, wolał by jednak, żeby ta chwila nigdy nie nadeszła. Zaraz obok niego pojawiła się zezłoszczona córka Posejdona i Hekate.
                -Ty mały, podstępny gnoju! – wydarła się na niego – Wiedziałeś! Wiedziałeś, że jak tam wrócę będę jeszcze bardziej za nimi tęskniła niż wcześniej!
                -Przykro mi… - próbował się bronić.
                -Tobie nie jest przykro. Myślisz wyłącznie o sobie i nie liczysz się z uczuciami innych – dziewczyna była bliska łez.
                -Sbino, obiecuję ci że wrócisz tam. Jeszcze nie teras, ale wrócisz. Jesteś jeszcze za słaba. Musisz odzyskać wzrok i swoje zapieczętowane moce – powiedział, próbując ją dotknąć, ale dziewczyna odsunęła się od niego z obrzydzeniem.
                -Idę do siebie – syknęła – jak byś czegoś potrzebował to mnie nie wołaj.
                Dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła długim korytarzem w stronę swojego pokoju. Zrozpaczony Tartar walnął pięściami o ścianę.
                -Widzę bracie, że nie wychodzi ci w miłości tak samo jak w dążeniu do władzy – powiedział głos za nim.
                -Chaosie co cię sprowadza w moje skromne progi -  syknął Tartar.
                -Daje ci ostatnie ostrzeżenie, za tydzień zaczyna się pełnia krwawego księżyca. Jeżeli do tego czasu się nie poddasz zabiję wszystkich na których ci zależy – powiedział.
                -Nie poddam się. Jesteś skończonym idiotą jeżeli myślisz, że dam zabić tych wszystkich ludzi. Myślisz, że poddam się bez walki? – zapytał Tartar wkładając w to zdanie tyle jadu ile zdołał.
                -Bo się ciebie boję braciszku – powiedział rozbawiony Chaos – Ostateczny termin mija za tydzień, jeżeli do tego czasu nie złożysz broni zabiję wszystkich. A najpierw zginie twoja droga córka Hekate.
                To powiedziawszy Chaos rozpłyną się w powietrzu. Zrozpaczony Tartar poszedł na taras skąd rozciągał się widok na świat śmiertelników. Wpatrywał się w niego bardzo długo, nawet nie zauważył jak po jego policzkach zaczęły płynąć czarne łzy.
                -Nie poddam się bez walki! – Krzyknął w nicość – Słyszysz Chaosie? Dopadnę cię i własnoręcznie zabiję. Przysięgam na Styks.

-----------------------------------------------------
LUDZIE WYROBIŁAM SIĘ!!!  Nawet nie wiecie jaki miałam problem z napisaniem tego rozdziału uff.
JEST 20 PO 23 JUUUUPI.
Okej co do rozdziału myślę, że jest Okej, ale zostawię to waszej ocenie.
Tartar + Blue = miłość? 
Sami to rozkmincie.
Dobra ja lecę spać bo o 5:30 trzeba do kościoła wstać.

   WESOŁYCH ŚWIĄT, MOKREGO DYNGUSA I DUŻO PREZENTÓW POD CHOINKĄ XD
(ups nie te święta, ale patrząc na pogodę za oknem to się dużo nie pomyliłam)


CZTERY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE





P.S Błędy poprawię jak będę miała czas w te święta, bo rozdział pisany o 22 nie jest pięknie usłany przecinkami, kropkami i innymi znakami interpunkcyjnymi, a ortografia i zjedzone litery to dno. Tak więc do zobaczenia za dwa tygodnie. Trzymcie się J

7 komentarzy:

  1. Tartar :@=:@ Chaos? Zrozumiałaś bo ja nie xD
    Nie pisz to + to = to. Ja nie jestem dobra z matmt ( miłosnej. Prawdziwej jestem druga w klasie )
    Super puper luper roździał ( jaki? nieważnexD
    Będę następne zobaczysz. A to życzenia:

    Mowi zajac do baranka
    jaka piekna ta pisanka.
    Wtem z jajeczka wyszla kurka,
    nastroszyla swoje piorka.
    Biega, glosno krzyczy,
    ze wesolych swiat Ci zyczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Super roździał. Świetny!! Kocham !!♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Heja!
    No więc jestem.
    Rozdział jest wprost genialny *-* Parę błędów znalazłam, ale nie jesteśmy robotami, mamy prawo się mylić, zwłaszcza, że nie przeszkadzały one w czytaniu :)
    Blue żyje! Blue żyje! Blue! *radocha* Oj, ale Blue jest ślepa *po chwili*
    A nie! Ona po prostu nie widzi kolorów! *Olśnienie chwilę później*
    To chyba tyle, co chciałam napisać :D No i oczywiście: Wesołych Świąt, dużego królika ze śniegu, mnóstwa prezentów, mokrego ubrania jutro itepe :*
    Xoxo :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mam być szczera to w mojej opini trochę nudny ten rozdział. Ogólnie to samo opowiadanie jest naprawdę dobre, bo fajna fabuła i dobry pomysł. Jest okej, ale mało akcji w tym rozdziale. Również zapraszam do oceny mojego opowiadania camp-half-blood-new-story-by-alex.blogspot.com/
    Xoxo :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle czekam na następny :D I mam nadzieję, że tutaj Nico będzie bardzo, ale to bardzo szczęśliwy <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojulu!co,gdzie,jak?!super rozdział ,czekam!;)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?