Radio Hefajstosa

sobota, 21 marca 2015

XI

*Nico*
                Dzisiaj dobiliśmy do portu w Kairze. Skąd wiem? Wielki Sfinks i trzy kilkadziesiąt metrowe piramidy rzucają się trochę w oczy.  Od godziny ja, Percy i Leo siedzimy na tyłku w letniej rezydencji Kleopatry. Miała nas oprowadzić po pierwszym nomie – co kol wiek ma to znaczyć, ale od kąt jej służba przyprowadziła nas do jednego małego pokoiku nie widzieliśmy jej ani razu. Siedziałem tak wpatrzony w jeden punkt przed sobą gdy z mojego brzucha wydobył się dziwny odgłos.
                -No stary masz w brzuchu nawą cywilizację czy jesteś głodny? – zapytał Percy uśmiechając się.
                -Wiesz ryby z soczewicą które jemy od kąt tu przyjechaliśmy nie są dobre dla dorastających facetów. Ja w tym wieku powinienem codziennie chodzić do Maca lub KFC i obżerać się hamburgerami do upadłego – powiedziałem, na co Percy i Leo parsknęli śmiechem – No co?
                -Nie nic… Masz racje też mam ochotę na amerykańskie żarcie – poparł mnie Leo, któremu też zaburczało w  brzuchu
                Zaśmialiśmy się wszyscy trzej. Do pokoju nagle wpadło sześciu żołnierzy w pełniej zbroi.
                -Kleopatra nie żyje – powiedział jeden z żołnierzy. – Zostaliście oskarżeni o jej zabójstwo.
                -Że co? – zapytał Percy
                -To co słyszałeś Greku. Kleopatra zmarła dzisiaj rano w swoich komnatach. A gdzie są jej komnaty? – zapytał – Obok waszego pokoju!
                Uszło ze mnie całe powietrze. Kleopatra nie żyła. Jedyna przychylna nam osoba w całym Egipcie, która wiedziała co nieco o naszych bogach. Spojrzałem na Leona, który pozieleniał na twarzy. Wiem, że Leo podkochiwał się w królowej Egiptu, ale nie myślałem, że wpadł aż tak.
                -To nie my – uniósł się Nico – Od dzisiejszego rana siedzimy zamknięci w tej małej klitce! Bez jedzenia, wody czy jakiejkolwiek rozrywki! Przybyliśmy tu z misją dla naszych bogów, a nie po to by zabijać waszą królową…
                -Dość! Wzięliście się nie wiadomo skąd, pokonaliście trójkę naszych najlepszych magów i na dodatek posługujecie się dziwną magią – syknął – Kleopatra źle zrobiła, że wam zaufała. Kane zwiąż ich…
                Jeden chłopak około osiemnastu lat powiedział coś po egipsku i w naszą stronę wystrzeliły sznury. Ja i Leon poradziliśmy sobie z nimi bez trudu, ale Percyego ta lina oplotła jak wąż boa. Przeniosłem się cieniem za tego chłopaka, który nazywał się Kane. Musiał być starszym bratem Omara. Walnąłem rękojeścią miecza w jego głowę. Starszy Kane osunął się na podłogę nieprzytomny. Leo ogłuszył i związał pozostałych żołnierzy ognistym sznurem. Wziąłem brata Omara pod ramię i wyszedłem z pokoju. Leo i Percy zrobili to samo co ja.
                -To jaki mamy plan? – zapytał Percy.
                -Nie jesteśmy tu już mile widziani – powiedział Leo – Powinniśmy się jak najszybciej stąd zmywać.
                -Masz rację Leo, ale najpierw musimy odszukać Omara. Zabieramy jego i tego oto starszego Kane ze sobą – powiedziałem wskazując na oszołomionego chłopaka na swoim ramieniu.
                -Po co nam on? – wskazał na niego palcem Percy.
                -Jest nam potrzebny – szepnął Leon – On ma na imię Adam Kane. Przyszedł do mnie we śnie jeden z jego bogów musimy iść do jakiegoś Duat, a on ma nas tam zaprowadzić, niestety nie było mowy o Omarze.
                -Dobra Leo nie gada tylko biegnij, bo mamy towarzystwo! – wrzasnął Percy. Obejrzałem się w stronę gdzie patrzył syn Posejdona i sobaczyłem wielką czarną panterę.
                -Wiedzą, że zwialiśmy – powiedziałem i zacząłem uciekać.
                Kot był coraz bliżej. Przeniosłem się cieniem na jego grzbiet i wbiłem w jego wielki łeb swój miecz, ale zwierze było otoczone jakimś czarem, bo mój miecz odbił się tylko od jego skóry nie robiąc mu żadnej szkody. Wiedząc, że nie dam rady nic zrobić przeniosłem się do chłopaków.
                -Oddaj Adama – poprosiłem Leona,  który z chęcią pozbył się ciężaru chłopaka, który go tylko spowalniał.
                -Leo ogień, ciśnij w lwa ogniem – powiedział Percy, który był na skraju załamania nerwowego. Leon posłał w stronę kota cztery wielkie kule, które praktycznie nic mu nie zrobiły.
                -Nico przenieś nas cieniem – powiedział Leo.
                -Nie dam rady przenieść siebie i was trzech – powiedziałem.
                -W lewo – wymamrotał na wpół przytomny Adam.
                -Co? – zapytał Leo.
                -Skręćcie w lewo w głównej Sali jest przejście do akademii pierwszego nomu – powiedział chłopak ledwo słyszalnie.
                -Przenieś się tam z nim i poszukaj przejścia Nico – nakazał Percy.
                Jak mi kazano tak zrobiłem. Przeniosłem się do Sali tronowej i położyłem Adama na podłodze. Sam zacząłem szukać jakiegoś tajnego przejścia czy czegoś w tym guście. Czemu te przejścia muszą być tak ukryte.
                -Przecież przejście nie będzie zaznaczone neonowymi kolorami – mruknąłem do siebie.
                -Za tronem – usłyszałem głos za sobą. Adam podniósł się z ziemi i teraz człapał w moją stronę.
                -Czemu mi pomagasz? – zapytałem – Wydawało mi się, że na początku chciałeś zabić mnie i moich przyjaciół.
                -Wiem, przepraszam. Ta śmierć Kleopatry to nie wasza wina. Dzisiaj miała przyjść do swojego ciała Izydę, ale nie wyszło. Spłonęła od środka. Ona nie była jeszcze na to gotowa – powiedział.
                -Dobra rozumiem, przeprosiny przyjęte, ale teraz nie mamy czasu – powiedziałem naciskając na rzeźbę obok tronu. Przede mną otworzyła się wielka czarna dziura oświetlona jedną pochodnią. Usłyszałem jak do sali wbiega Leo i Percy. Leo nadal ciskał w bestie ognistymi kulami, a Percy robił jakieś dziwne rzeczy rękoma. Dopiero teraz zauważyłem, że syn Posejdona wygląda dość mizernie. Ledwo trzymał się na nogach i miał lekko zieloną twarz. Leo spojrzał na Percyego, który zataczał się jak by był pijany. Nie zwarzając na niebezpieczeństwo ze strony magicznego zwierzęcia podbiegłem do chłopaka i w ostatniej chwili zdążyłem go podtrzymać. Założyłem sobie jego rękę na szyję i pobiegłem w stronę przejścia, które zaczęło się już zamykać. Razem z Leonem wpadliśmy tam w ostatniej chwili.
                -O stary, kto wyczarował to bydle? – zapytał Leo biorąc łapczywie oddech i  osuwając się po ścianie żeby usiąść.
                -Nie jesteście tu mile widziani jedynie garstka z pierwszego nomu jest wam przychylna. Musimy się dostać do głównej Sali narad, gdzie czeka na was Iskandar, największy lektor Domu Życia. – powiedział Kane.
                -Dobra, ale jest coś nie tak z Percym – powiedziałem.
                -Czy ten lew go ugryzł? – zapytał przerażony Adam.
                -Nie - powiedziałem oglądając uważnie Peryego
                -Musimy jak najszybciej pokazać go lektorowi, nie wiem co mu może być – powiedział Adam. – Za mną.
*Percy*
                Ta cholerna misja jest coraz bardziej dziwna. Nie wiem jak to dalej będzie, ale wiem, że mamy nie zbyt dużo czasu a już prawie tydzień zmarnowaliśmy na pobycie w tym cholernym Egipcie. Chaos miał racje, to wszystko wina Tartara. Założę się, że to on robi nam wszystko na złość by tylko opóźnić nasz powrót do Nowego Jorku.  Miałem dość tego wszystkiego. Tęskniłem za Annabeth. Byłem głupi, że posłuchałem Jasona i nie poszedłem z nimi. Chciał bym chociaż żeby była z nami Blue. Przez to że ją straciłem wybaczyłem już jej to że pomagała Gai. Dziewczyna chciała dobrze, ale jej nie wyszło zbyt dobrze. Na dodatek goni mnie wielki, krwiożerczy lew, którego nie da się zabić.
                -Percy uważaj – krzyknął Leon, ale było za późno. Kot wbił swoje zęby w moją łydkę.
                Ból był okropny. Żyły na moim ciele zaczęły robić się zielone. Chyba lew ma w swoich kłach truciznę. Zamachnąłem się orkanem i wbiłem mu go w paszczę. Trysnęła krew. No chociaż dobrze, że lew nie jest do końca niezniszczalny. Zacząłem się wycofywać na łokciach, gdy nagle poczułem pod Posacką pulsującą żyłę wody. Skupiłem się najlepiej jak potrafię i rozkazałem jej wypłynąć na powierzchnię. Pospiesznie uleczyłem nogę i zacząłem uciekać. Z każdym, nawet najmniejszym ruchem słabłem. Kołowało mi się w głowie. Złapał mnie duszący kaszel i gdy tylko zasłoniłem twarz ręką z ust popłynęła mi krew.
                Ledwo, zgięty w pół wbiegłem za Leonem do Sali tronowej. Powoli traciłem świadomość. Zaczęło mi się dwoić w oczach i kręcić w głowie. Straciłem świadomość i odpłynąłem.


                Obudziłem się na plaży. Znów miałem swoje dawne ubranie. Odetchnąłem świeżym morskim powietrzem. Byłem w domu.  Z powrotem w Nowym Jorku. Widziałem Statuę Wolności i Empire State Bulding.
                Rozejrzałem się do koła. W moją stronę szła jakaś postać. Gdy postać była już blisko rozpoznałem ją. Był to chłopak, którego spotkałem dwa lata temu. Carter mag z Brooklinu szedł w moją stronę ze smutną miną i spuszczoną głową.
                -Cześć Percy – powiedział chłopak.
                -Car… - zawahałem się chwilę.
                -Spokojnie, gdy wymówisz moje imię we śnie, nie wezwiesz mnie – powiedział.
                -Jak to możliwe, że tu jesteś? – zapytałem.
                -Dzięki temu – chłopak pokazał mi ubrudzoną koszulkę obozową, która kiedyś była pomarańczowa – Mój ojciec pomógł mi cie odnaleźć. Dobrze jest mieć wtyki wśród bogów.
                -Aha. To w takim razie po co mnie wezwałeś w środku mojej misji? – zapytałem lekko oburzony.
                -W Nowym Jorku źle się dzieje Percy. Nasi magowie znikają w tajemniczych okolicznościach. Moja pamięć szwankuje od tygodni nie mogę sobie przypomnieć magii bitewnej. Mam jakieś tam przebłyski wspomnień, ale to nie to samo. Żeby się z tobą skontaktować musiałem dobrze wytężyć pamięć. Ne wiem co się dzieje. – zakończył chłopak.
                -Jak się domyślam wiesz już kim jestem prawda? – chłopak przytaknął – Moim ojcem jest Posejdon, grecki bóg mórz i oceanów. Jestem grekiem i chodzę do obozu herosów. Nie tylko wy macie takie zaniki pamięci i nie tylko wam znikają uczniowie. W moim obozie też znikali ludzie. Zostałem wysłany na misję do starożytnych krain. Musisz być cierpliwy. Niedługo powrócę z bronią przeciwko temu, kto stoi za tymi czynami. Podejrzewam, że jeżeli dotknęło to nas wszystkich: Greków, Rzymian i Egipcjan musi być to nasz wspólny wróg. Na razie musicie być silni i poprosić o pomoc waszych bogów.
                -W tym problem Percy. Gdy tylko zaczęły się te zaniki pamięci bogowie też rzadko się do nas odzywają. Nawet chłopak mojej siostry, który jest bogiem zabarykadował się w Duat i nie odezwał się od tygodnia – powiedział.
                -Nie wróży to nic dobrego. Musicie wytrzymać jeszcze trochę. Obiecuje, że jak tylko wrócę z misji skontaktuję się z tobą.
                Chłopak zaczął mi się rozmywać. Jakby jakieś zakłócenia przerywały mój sen.
                -Percy coś się dzieje z moim ojcem, Ozyrysem muszę już iść. Trzymam cię za słowo i wracaj szybko – powiedział i chłopak rozmył się całkowicie.
                Odetchnąłem głęboko. Łapałem łapczywie powietrze. Krztusiłem się. Życiodajne powietrze paliło mnie w gardło.
                -Witaj ponownie Jackson – powiedział głos, dobrze mi znany głos.
                -Kronos – wycharczałem.
                -Ciii. Nie trać powietrza chłopcze. Jesteś w mojej krainie a tu oddycha się zatrutymi oparami – zaciągną się jak by to był najpiękniejszy zapach na świecie – Nieprawdaż, że ładnie się urządziłem? Od kąt mnie pokonałeś stałem się dziesięć razy potężniejszy niż ostatnio. Wiesz czemu? Gdy ty i twoi kumple z obozu zabijaliście potwory żaden  z nich nie wracał do Tartaru. One karmiły mnie swoją egzystencją, za co jestem im dozgonnie wdzięczny. Teraz powstanę, ale nie sam. Gaja, Uranos i Pan Nicości zmiotą was z ziemi. Zbudujemy świat o którym ci się nawet nie śniło Jackson, a ty i ta twoja mała banda nie przeszkodzicie mi w tym.
                -I tym razem cię pokonamy – powiedziałem.
                -Słucham? – zapytał.
                -Pokonam cię, my cię pokonamy. Od kont upadłeś my też wzrośliśmy w siłę – Powiedziałem, ale sporo mnie to kosztowało, bo zakręciło mi się w głowie – Mamy nowych sprzymierzeńców. Nie poddamy się ci tak łatwo.
                -Rozśmieszasz mnie Perseuszu Jacksonie – powiedział – chyba daruję ci życie tylko po to byś mnie zabawiał. Dobrze a teraz idź, musisz przecież umrzeć by stać się mój.

*Narracja trzecioosobowa*
                Postać  w czarnym płaszczu i kapturze na głowie przemierzała ulice Kairu obserwując dokładnie mieszkańców miasta. Była pewna, że niedługo wydarzy się coś złego inaczej bogowie nie pozwolili by jej tu wrócić. Na ulicach Egipskiego miasta panował dzisiaj gwar i chaos. Wszędzie biegali ludzie i wykrzykiwali to że ich królowa nie żyje i pewnie zabili ją ci cudzoziemcy by przejąć władzę nad Egiptem. Gdy przechodziła koło pałacu zaczepili ją dwaj żołnierze.
                -Czego tu szukasz? – zapytał jeden.
                -Szukam swoich przyjaciół – odpowiedziała dziewczyna.
                -Zostajesz zatrzymana, każdy nowo przybyły cudzoziemiec jest tu niemile widziany – warknął jeden.
                -Przykro mi, ale się spieszę – powiedziała i próbowała iść w swoją stronę, ale gwardzista zastawił jej drogę.
                Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem i uderzyła go pięścią w twarz. Zyskała chwilę czasu by wspiąć się na pobliski murek i wskoczyć na dach domu. Biegła ile sił w nogach omijając szyby wentylacyjne w dachu i szczeliny między domami. Zostawiła żołnierzy w tyle. Postanowiła się ukryć w wozie z sianem i przeczekać do nocy, która niedługo nastanie.
                -Nie wiem w co żeście się wpakowali – mruknęła w przestrzeń – ale na pewno nie będzie łatwo się z tego wygrzebać.

                To powiedziawszy ukryła się przed patrolem żołnierzy przechodzącym niedaleko niej.

-------------------------------------------------
Okej przybywam z nowym rozdziałem. 
Byłam trochę rozczarowana nie widząc pod ostatnią notatką tych pięciu komentarzy :(
Okej mniejsza o to.

TERAZ UWAGA BO RAVEN PRZEMAWIA!!
Pamiętnik: 30 dni na miłość - rozdziały będę dodawała w poniedziałek, wtorek i środę.
CHBS - rozdziały w sobotę co daw tygodnie pod wieczór.

Okej nie mam zbytniej weny na pisanie długiego komentarza pod rozdziałem, bo dzisiaj zakuwałam na sprawdziany, których mam masę w przyszłym tygodniu i padam na twarz.

Przepraszam za błędy i do przeczytania za dwa tygodnie 

CZTERY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE

P.S Jak podoba wam się nowy wygląd bloga?

8 komentarzy:

  1. Na złagodzenie stresu dostałam rozdział. Jest świetny. Podoba mi się nowa ramówka. Nie mogę się do czekać następnych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Supper roździał. Nie migę się doczekać kolejnego
    ~Sandra B.


    PS
    Zgadnij kim jestem

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuuudowny rozdział i cuuuuudowny wygląd!!!! CZEKAM!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszę ten kom 3 razi jeśli się nie opublikuję to cisnę laptop do Tartaru!
    A więc tak:
    1.jak zwkl. cudownie
    2. nie przejmuj się il kom, po prostu czasem jesteśmy na tel i nam się nie chce, a czasem jesteśmy zdeterminowani i próbujemy na złość rzeczom martwym 3 raz
    3. doskonale manipulujesz słowami "pan nicości" no i nie wiesz na 100 czy to Tartar czy Chaos, świetny zabieg
    4. ta dziewczyna na końcu to Cleopatra?
    5. nie ważne ile ale czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do punktu 4 są dwie opcje :) Lubie trzymać ludzi w napięciu. Myślę jednak że problem rozwiąże się w 12-13 rozdziale :)

      Usuń
    2. Włanczjąc się do dyskusji punkt4 dla mnie jest kimś innym. Ale jestem zbyt poruszona. Skończyłam czytać książkę z fatalnym końcem.:'( Nawet się popłakałam. A ja często nie płaczę

      Usuń
  5. Hej!! To moja mowa odsłona i nowy komentarz abyś (nie umiem liczyć) musiała w sobotę wstawić roździał.


    PS
    Ładny znaczek taki Ateński xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh sprytna jesteś ale niestety to tak nie działa. Ale i tak wstawię bo są święta (i są 4 komentarze) ale zrobiło mi się naprawdę miło :D

      Usuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?