*Nico*
Dzisiaj
dobiliśmy do portu w Kairze. Skąd wiem? Wielki Sfinks i trzy kilkadziesiąt
metrowe piramidy rzucają się trochę w oczy.
Od godziny ja, Percy i Leo siedzimy na tyłku w letniej rezydencji
Kleopatry. Miała nas oprowadzić po pierwszym nomie – co kol wiek ma to znaczyć,
ale od kąt jej służba przyprowadziła nas do jednego małego pokoiku nie
widzieliśmy jej ani razu. Siedziałem tak wpatrzony w jeden punkt przed sobą gdy
z mojego brzucha wydobył się dziwny odgłos.
-No
stary masz w brzuchu nawą cywilizację czy jesteś głodny? – zapytał Percy
uśmiechając się.
-Wiesz
ryby z soczewicą które jemy od kąt tu przyjechaliśmy nie są dobre dla
dorastających facetów. Ja w tym wieku powinienem codziennie chodzić do Maca lub
KFC i obżerać się hamburgerami do upadłego – powiedziałem, na co Percy i Leo
parsknęli śmiechem – No co?
-Nie
nic… Masz racje też mam ochotę na amerykańskie żarcie – poparł mnie Leo,
któremu też zaburczało w brzuchu
Zaśmialiśmy
się wszyscy trzej. Do pokoju nagle wpadło sześciu żołnierzy w pełniej zbroi.
-Kleopatra
nie żyje – powiedział jeden z żołnierzy. – Zostaliście oskarżeni o jej
zabójstwo.
-Że co?
– zapytał Percy
-To co
słyszałeś Greku. Kleopatra zmarła dzisiaj rano w swoich komnatach. A gdzie są
jej komnaty? – zapytał – Obok waszego pokoju!
Uszło
ze mnie całe powietrze. Kleopatra nie żyła. Jedyna przychylna nam osoba w całym
Egipcie, która wiedziała co nieco o naszych bogach. Spojrzałem na Leona, który
pozieleniał na twarzy. Wiem, że Leo podkochiwał się w królowej Egiptu, ale nie
myślałem, że wpadł aż tak.
-To nie
my – uniósł się Nico – Od dzisiejszego rana siedzimy zamknięci w tej małej
klitce! Bez jedzenia, wody czy jakiejkolwiek rozrywki! Przybyliśmy tu z misją
dla naszych bogów, a nie po to by zabijać waszą królową…
-Dość! Wzięliście
się nie wiadomo skąd, pokonaliście trójkę naszych najlepszych magów i na
dodatek posługujecie się dziwną magią – syknął – Kleopatra źle zrobiła, że wam
zaufała. Kane zwiąż ich…
Jeden
chłopak około osiemnastu lat powiedział coś po egipsku i w naszą stronę
wystrzeliły sznury. Ja i Leon poradziliśmy sobie z nimi bez trudu, ale Percyego
ta lina oplotła jak wąż boa. Przeniosłem się cieniem za tego chłopaka, który
nazywał się Kane. Musiał być starszym bratem Omara. Walnąłem rękojeścią miecza
w jego głowę. Starszy Kane osunął się na podłogę nieprzytomny. Leo ogłuszył i
związał pozostałych żołnierzy ognistym sznurem. Wziąłem brata Omara pod ramię i
wyszedłem z pokoju. Leo i Percy zrobili to samo co ja.
-To
jaki mamy plan? – zapytał Percy.
-Nie
jesteśmy tu już mile widziani – powiedział Leo – Powinniśmy się jak najszybciej
stąd zmywać.
-Masz
rację Leo, ale najpierw musimy odszukać Omara. Zabieramy jego i tego oto starszego
Kane ze sobą – powiedziałem wskazując na oszołomionego chłopaka na swoim
ramieniu.
-Po co
nam on? – wskazał na niego palcem Percy.
-Jest
nam potrzebny – szepnął Leon – On ma na imię Adam Kane. Przyszedł do mnie we
śnie jeden z jego bogów musimy iść do jakiegoś Duat, a on ma nas tam
zaprowadzić, niestety nie było mowy o Omarze.
-Dobra
Leo nie gada tylko biegnij, bo mamy towarzystwo! – wrzasnął Percy. Obejrzałem
się w stronę gdzie patrzył syn Posejdona i sobaczyłem wielką czarną panterę.
-Wiedzą,
że zwialiśmy – powiedziałem i zacząłem uciekać.
Kot był
coraz bliżej. Przeniosłem się cieniem na jego grzbiet i wbiłem w jego wielki
łeb swój miecz, ale zwierze było otoczone jakimś czarem, bo mój miecz odbił się
tylko od jego skóry nie robiąc mu żadnej szkody. Wiedząc, że nie dam rady nic
zrobić przeniosłem się do chłopaków.
-Oddaj
Adama – poprosiłem Leona, który z chęcią
pozbył się ciężaru chłopaka, który go tylko spowalniał.
-Leo
ogień, ciśnij w lwa ogniem – powiedział Percy, który był na skraju załamania
nerwowego. Leon posłał w stronę kota cztery wielkie kule, które praktycznie nic
mu nie zrobiły.
-Nico
przenieś nas cieniem – powiedział Leo.
-Nie
dam rady przenieść siebie i was trzech – powiedziałem.
-W lewo
– wymamrotał na wpół przytomny Adam.
-Co? –
zapytał Leo.
-Skręćcie
w lewo w głównej Sali jest przejście do akademii pierwszego nomu – powiedział
chłopak ledwo słyszalnie.
-Przenieś
się tam z nim i poszukaj przejścia Nico – nakazał Percy.
Jak mi
kazano tak zrobiłem. Przeniosłem się do Sali tronowej i położyłem Adama na
podłodze. Sam zacząłem szukać jakiegoś tajnego przejścia czy czegoś w tym
guście. Czemu te przejścia muszą być tak ukryte.
-Przecież
przejście nie będzie zaznaczone neonowymi kolorami – mruknąłem do siebie.
-Za
tronem – usłyszałem głos za sobą. Adam podniósł się z ziemi i teraz człapał w
moją stronę.
-Czemu
mi pomagasz? – zapytałem – Wydawało mi się, że na początku chciałeś zabić mnie
i moich przyjaciół.
-Wiem,
przepraszam. Ta śmierć Kleopatry to nie wasza wina. Dzisiaj miała przyjść do
swojego ciała Izydę, ale nie wyszło. Spłonęła od środka. Ona nie była jeszcze
na to gotowa – powiedział.
-Dobra
rozumiem, przeprosiny przyjęte, ale teraz nie mamy czasu – powiedziałem naciskając
na rzeźbę obok tronu. Przede mną otworzyła się wielka czarna dziura oświetlona
jedną pochodnią. Usłyszałem jak do sali wbiega Leo i Percy. Leo nadal ciskał w
bestie ognistymi kulami, a Percy robił jakieś dziwne rzeczy rękoma. Dopiero
teraz zauważyłem, że syn Posejdona wygląda dość mizernie. Ledwo trzymał się na
nogach i miał lekko zieloną twarz. Leo spojrzał na Percyego, który zataczał się
jak by był pijany. Nie zwarzając na niebezpieczeństwo ze strony magicznego
zwierzęcia podbiegłem do chłopaka i w ostatniej chwili zdążyłem go podtrzymać.
Założyłem sobie jego rękę na szyję i pobiegłem w stronę przejścia, które
zaczęło się już zamykać. Razem z Leonem wpadliśmy tam w ostatniej chwili.
-O
stary, kto wyczarował to bydle? – zapytał Leo biorąc łapczywie oddech i osuwając się po ścianie żeby usiąść.
-Nie
jesteście tu mile widziani jedynie garstka z pierwszego nomu jest wam
przychylna. Musimy się dostać do głównej Sali narad, gdzie czeka na was Iskandar,
największy lektor Domu Życia. – powiedział Kane.
-Dobra,
ale jest coś nie tak z Percym – powiedziałem.
-Czy
ten lew go ugryzł? – zapytał przerażony Adam.
-Nie - powiedziałem
oglądając uważnie Peryego
-Musimy
jak najszybciej pokazać go lektorowi, nie wiem co mu może być – powiedział Adam.
– Za mną.
*Percy*
Ta
cholerna misja jest coraz bardziej dziwna. Nie wiem jak to dalej będzie, ale
wiem, że mamy nie zbyt dużo czasu a już prawie tydzień zmarnowaliśmy na pobycie
w tym cholernym Egipcie. Chaos miał racje, to wszystko wina Tartara. Założę
się, że to on robi nam wszystko na złość by tylko opóźnić nasz powrót do Nowego
Jorku. Miałem dość tego wszystkiego.
Tęskniłem za Annabeth. Byłem głupi, że posłuchałem Jasona i nie poszedłem z
nimi. Chciał bym chociaż żeby była z nami Blue. Przez to że ją straciłem
wybaczyłem już jej to że pomagała Gai. Dziewczyna chciała dobrze, ale jej nie
wyszło zbyt dobrze. Na dodatek goni mnie wielki, krwiożerczy lew, którego nie
da się zabić.
-Percy
uważaj – krzyknął Leon, ale było za późno. Kot wbił swoje zęby w moją łydkę.
Ból był
okropny. Żyły na moim ciele zaczęły robić się zielone. Chyba lew ma w swoich
kłach truciznę. Zamachnąłem się orkanem i wbiłem mu go w paszczę. Trysnęła
krew. No chociaż dobrze, że lew nie jest do końca niezniszczalny. Zacząłem się
wycofywać na łokciach, gdy nagle poczułem pod Posacką pulsującą żyłę wody.
Skupiłem się najlepiej jak potrafię i rozkazałem jej wypłynąć na powierzchnię.
Pospiesznie uleczyłem nogę i zacząłem uciekać. Z każdym, nawet najmniejszym
ruchem słabłem. Kołowało mi się w głowie. Złapał mnie duszący kaszel i gdy
tylko zasłoniłem twarz ręką z ust popłynęła mi krew.
Ledwo,
zgięty w pół wbiegłem za Leonem do Sali tronowej. Powoli traciłem świadomość.
Zaczęło mi się dwoić w oczach i kręcić w głowie. Straciłem świadomość i
odpłynąłem.
Obudziłem
się na plaży. Znów miałem swoje dawne ubranie. Odetchnąłem świeżym morskim
powietrzem. Byłem w domu. Z powrotem w
Nowym Jorku. Widziałem Statuę Wolności i Empire State Bulding.
Rozejrzałem
się do koła. W moją stronę szła jakaś postać. Gdy postać była już blisko
rozpoznałem ją. Był to chłopak, którego spotkałem dwa lata temu. Carter mag z
Brooklinu szedł w moją stronę ze smutną miną i spuszczoną głową.
-Cześć
Percy – powiedział chłopak.
-Car… -
zawahałem się chwilę.
-Spokojnie,
gdy wymówisz moje imię we śnie, nie wezwiesz mnie – powiedział.
-Jak to
możliwe, że tu jesteś? – zapytałem.
-Dzięki
temu – chłopak pokazał mi ubrudzoną koszulkę obozową, która kiedyś była
pomarańczowa – Mój ojciec pomógł mi cie odnaleźć. Dobrze jest mieć wtyki wśród
bogów.
-Aha.
To w takim razie po co mnie wezwałeś w środku mojej misji? – zapytałem lekko oburzony.
-W
Nowym Jorku źle się dzieje Percy. Nasi magowie znikają w tajemniczych
okolicznościach. Moja pamięć szwankuje od tygodni nie mogę sobie przypomnieć
magii bitewnej. Mam jakieś tam przebłyski wspomnień, ale to nie to samo. Żeby
się z tobą skontaktować musiałem dobrze wytężyć pamięć. Ne wiem co się dzieje. –
zakończył chłopak.
-Jak
się domyślam wiesz już kim jestem prawda? – chłopak przytaknął – Moim ojcem
jest Posejdon, grecki bóg mórz i oceanów. Jestem grekiem i chodzę do obozu
herosów. Nie tylko wy macie takie zaniki pamięci i nie tylko wam znikają
uczniowie. W moim obozie też znikali ludzie. Zostałem wysłany na misję do
starożytnych krain. Musisz być cierpliwy. Niedługo powrócę z bronią przeciwko
temu, kto stoi za tymi czynami. Podejrzewam, że jeżeli dotknęło to nas
wszystkich: Greków, Rzymian i Egipcjan musi być to nasz wspólny wróg. Na razie
musicie być silni i poprosić o pomoc waszych bogów.
-W tym
problem Percy. Gdy tylko zaczęły się te zaniki pamięci bogowie też rzadko się
do nas odzywają. Nawet chłopak mojej siostry, który jest bogiem zabarykadował
się w Duat i nie odezwał się od tygodnia – powiedział.
-Nie
wróży to nic dobrego. Musicie wytrzymać jeszcze trochę. Obiecuje, że jak tylko
wrócę z misji skontaktuję się z tobą.
Chłopak
zaczął mi się rozmywać. Jakby jakieś zakłócenia przerywały mój sen.
-Percy
coś się dzieje z moim ojcem, Ozyrysem muszę już iść. Trzymam cię za słowo i
wracaj szybko – powiedział i chłopak rozmył się całkowicie.
Odetchnąłem
głęboko. Łapałem łapczywie powietrze. Krztusiłem się. Życiodajne powietrze
paliło mnie w gardło.
-Witaj
ponownie Jackson – powiedział głos, dobrze mi znany głos.
-Kronos
– wycharczałem.
-Ciii.
Nie trać powietrza chłopcze. Jesteś w mojej krainie a tu oddycha się zatrutymi
oparami – zaciągną się jak by to był najpiękniejszy zapach na świecie –
Nieprawdaż, że ładnie się urządziłem? Od kąt mnie pokonałeś stałem się dziesięć
razy potężniejszy niż ostatnio. Wiesz czemu? Gdy ty i twoi kumple z obozu
zabijaliście potwory żaden z nich nie
wracał do Tartaru. One karmiły mnie swoją egzystencją, za co jestem im
dozgonnie wdzięczny. Teraz powstanę, ale nie sam. Gaja, Uranos i Pan Nicości
zmiotą was z ziemi. Zbudujemy świat o którym ci się nawet nie śniło Jackson, a
ty i ta twoja mała banda nie przeszkodzicie mi w tym.
-I tym
razem cię pokonamy – powiedziałem.
-Słucham?
– zapytał.
-Pokonam
cię, my cię pokonamy. Od kont upadłeś my też wzrośliśmy w siłę – Powiedziałem,
ale sporo mnie to kosztowało, bo zakręciło mi się w głowie – Mamy nowych sprzymierzeńców.
Nie poddamy się ci tak łatwo.
-Rozśmieszasz
mnie Perseuszu Jacksonie – powiedział – chyba daruję ci życie tylko po to byś
mnie zabawiał. Dobrze a teraz idź, musisz przecież umrzeć by stać się mój.
*Narracja trzecioosobowa*
Postać w czarnym płaszczu i kapturze na głowie
przemierzała ulice Kairu obserwując dokładnie mieszkańców miasta. Była pewna,
że niedługo wydarzy się coś złego inaczej bogowie nie pozwolili by jej tu
wrócić. Na ulicach Egipskiego miasta panował dzisiaj gwar i chaos. Wszędzie
biegali ludzie i wykrzykiwali to że ich królowa nie żyje i pewnie zabili ją ci
cudzoziemcy by przejąć władzę nad Egiptem. Gdy przechodziła koło pałacu
zaczepili ją dwaj żołnierze.
-Czego
tu szukasz? – zapytał jeden.
-Szukam
swoich przyjaciół – odpowiedziała dziewczyna.
-Zostajesz
zatrzymana, każdy nowo przybyły cudzoziemiec jest tu niemile widziany – warknął
jeden.
-Przykro
mi, ale się spieszę – powiedziała i próbowała iść w swoją stronę, ale
gwardzista zastawił jej drogę.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem
i uderzyła go pięścią w twarz. Zyskała chwilę czasu by wspiąć się na pobliski
murek i wskoczyć na dach domu. Biegła ile sił w nogach omijając szyby
wentylacyjne w dachu i szczeliny między domami. Zostawiła żołnierzy w tyle.
Postanowiła się ukryć w wozie z sianem i przeczekać do nocy, która niedługo
nastanie.
-Nie
wiem w co żeście się wpakowali – mruknęła w przestrzeń – ale na pewno nie
będzie łatwo się z tego wygrzebać.
To
powiedziawszy ukryła się przed patrolem żołnierzy przechodzącym niedaleko niej.
-------------------------------------------------
Okej przybywam z nowym rozdziałem.
Byłam trochę rozczarowana nie widząc pod ostatnią notatką tych pięciu komentarzy :(
Okej mniejsza o to.
TERAZ UWAGA BO RAVEN PRZEMAWIA!!
Pamiętnik: 30 dni na miłość - rozdziały będę dodawała w poniedziałek, wtorek i środę.
CHBS - rozdziały w sobotę co daw tygodnie pod wieczór.
Okej nie mam zbytniej weny na pisanie długiego komentarza pod rozdziałem, bo dzisiaj zakuwałam na sprawdziany, których mam masę w przyszłym tygodniu i padam na twarz.
Przepraszam za błędy i do przeczytania za dwa tygodnie
CZTERY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE
P.S Jak podoba wam się nowy wygląd bloga?
Na złagodzenie stresu dostałam rozdział. Jest świetny. Podoba mi się nowa ramówka. Nie mogę się do czekać następnych.
OdpowiedzUsuńSupper roździał. Nie migę się doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuń~Sandra B.
PS
Zgadnij kim jestem
Cuuudowny rozdział i cuuuuudowny wygląd!!!! CZEKAM!!!!
OdpowiedzUsuńPiszę ten kom 3 razi jeśli się nie opublikuję to cisnę laptop do Tartaru!
OdpowiedzUsuńA więc tak:
1.jak zwkl. cudownie
2. nie przejmuj się il kom, po prostu czasem jesteśmy na tel i nam się nie chce, a czasem jesteśmy zdeterminowani i próbujemy na złość rzeczom martwym 3 raz
3. doskonale manipulujesz słowami "pan nicości" no i nie wiesz na 100 czy to Tartar czy Chaos, świetny zabieg
4. ta dziewczyna na końcu to Cleopatra?
5. nie ważne ile ale czekam na next!
Do punktu 4 są dwie opcje :) Lubie trzymać ludzi w napięciu. Myślę jednak że problem rozwiąże się w 12-13 rozdziale :)
UsuńWłanczjąc się do dyskusji punkt4 dla mnie jest kimś innym. Ale jestem zbyt poruszona. Skończyłam czytać książkę z fatalnym końcem.:'( Nawet się popłakałam. A ja często nie płaczę
UsuńHej!! To moja mowa odsłona i nowy komentarz abyś (nie umiem liczyć) musiała w sobotę wstawić roździał.
OdpowiedzUsuńPS
Ładny znaczek taki Ateński xD
Heh sprytna jesteś ale niestety to tak nie działa. Ale i tak wstawię bo są święta (i są 4 komentarze) ale zrobiło mi się naprawdę miło :D
Usuń