*Leo*
Nawet
nie wiem kiedy zasnąłem. Chyba ten statek lekko kołyszący się na falach uśpił
mnie natychmiast gdy tylko położyłem się na swojej koi pod pokładem. Miałem
jednak nadzieję, że nie przyśni mi się nic dzisiejszej nocy. Niestety to co
przyszło wraz ze snem było przerażające i ponownie moje ledwo scalone serce
rozpadło się na miliony kawałków.
Stałem
na pokładzie Argo II. Moja ręka była położona na sterze, a palce drugiej
trzymały rękę mojej ukochanej Kalipso. Dziewczyna śmiała się z mojego opowiedzianego
przed chwilą, kiepskiego żartu. W jej oczach widziałem iskierki rozbawienia i
miłość. Prawdziwą miłość, której nie zaznałem od prawdziwej Kalipso.
-Widzisz
jak mogło by być nam razem dobrze? – zapytała nagle dziewczyna.
-Przecież
jest moja ukochana – odpowiedziałem.
-Gdybyś
był trochę… - zmierzyła mnie zimnym wzrokiem – Przystojniejszy Leonie. Gdybyś
nie był siódmym kołem u wozu ja była bym cała twoja. Co mi mogłeś dać? Jesteś
zwykłym nieudacznikiem. Zabiłeś własną matkę i jesteś synem najbrzydszego boga
któregokolwiek widział świat.
-Kalipso
– szepnąłem nie wierząc w to co mówi dziewczyna.
-Nie
odzywaj się do mnie. Jesteś tylko nieudacznikiem Valdez. Łatwowierny dzieciak,
który bez zastanowienia dał się wciągnąć w kłamstwo. Myślisz, że cię kocham?
Wykorzystałam cię tylko by wyrwać się w końcu z tej przeklętej wyspy. –
powiedziała z wrednym uśmiechem na twarzy.
Nie
mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Osunąłem się na kolana i zacząłem płakać
jak małe dziecko. Kochałem ją, naraziłem się na gniew bogów a ona potraktowała
mnie jak nic niewartego śmiecia. Nienawidzę jej i przysięgam na Styks, że
kiedyś ją zabiję.
-Jest w
tobie wiele smutku Leonie Valdezie – odezwał się mocny męski głos. Przerażony
poniosłem głowę do góry. Moje zapuchnięte od płaczu oczy zobaczyły postać
niebiesko skórego mężczyzny – Jestem Ozyrys. Egipski bóg śmierci i życia.
Największy zaraz po Ra bóg Egiptu. Nigdy nie wchodzimy waszym bogom w drogę,
ale teraz cały świat i każde bóstwo jest zagrożone.
-Em… -
Zająknąłem się – Ale dlaczego przychodzisz z tym do mnie. Jestem tylko zwykłym,
nic nieznaczącym synem kowala.
-I
właśnie dlatego jesteś ważny Leonie. Nie doceniasz sam siebie – powiedział
Ozyrys.
-Jestem
siódmym kołem u wozu – mruknąłem.
-Rany
ta dzisiejsza młodzisz ma tak niską samoocenę jak wzrost Besa – mrukną jak by do siebie. – Mniejsza,
musicie dotrzeć jak najszybciej do Kairu. Tam odnajdziecie Adama Kane i
weźmiecie go ze sobą na misje. Macie wyruszyć do Duat. Musicie się dostać do
jednego z jego najniższych poziomach i odnaleźć manuskrypt ze wskazówkami
dotyczących Księgi Izydy. Dalej już będziecie wiedzieć co i jak. Pamiętaj
jednak, że bez względu na to co zobaczysz w Duat nie podzielisz się tym z
innymi.
-Nie
wiem czy podołam temu zadaniu.
-Wierzymy
w ciebie Leo – powiedział Ozyrys – Nie zawiedź nas.
Jak
szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Znów stałem sam na pokładzie Argo II.
Tym razem jednak nie czułem smutku. Zaciskałem pięści z determinacji. W końcu
ktoś we mnie uwierzył.
*Nico*
Wstałem
wcześnie rano. Słońce jeszcze nawet nie wzeszło. Postanowiłem więc przejść się
po pokładzie i rozprostować kości. Gdy tylko wyszedłem na zewnątrz spod pokładu
otuliło mnie ciepłe, świeże powietrze. Po rzece oprócz naszej łodzi płynęły
jeszcze dwie. W jednej przebywała Kleopatra i jej straż przyboczna a w drugim
klejnoty i złoto. Przeszedłem na główny pokład z zamiarem potrenowania
szermierki, ale ktoś mnie już ubiegł. Mały Omar, którego spotkałem wczoraj rano
ćwiczył szermierkę dziwnym zakrzywionym mieczem. Przypatrywałem się jak chłopak
wywija nim we wszystkie strony. Widać, że chłopak dopiero uczył się jak używać
broni, ale te chaotyczne gesty były tak komiczne, że zaśmiałem się cicho.
Chłopak jednak mnie usłyszał. Od razu opuścił broń.
-Panie
– Ukłonił się lekko.
-Widzę,
że słabo idzie ci posługiwanie się bronią – powiedziałem wychodząc z cienia.
-Ja
jestem dopiero początkującym magiem. Nie wybrałem nawet Ścieszki jaką chcę
podążać. Mój starszy brat jest wspaniałym wojownikiem, ale ja nie potrafię nic
– powiedział.
-Wiem
co czujesz - szepnąłem
-Ty
panie? Jesteś przecież herosem. Może nie wiem za dużo o twoich bogach…
-Posłuchaj
nie za bardzo chcę o tym rozmawiać. Nasi bogowie nie są mili, ani przyjaźni.
Porzucają swoje dzieci, a potem każą im ratować swoje tyłki przed zagładą –
powiedziałem z goryczą – U was jest inaczej.
-Nie u
nas bogowie objawiają nam jaką Ścieszką mamy się kierować. Zazwyczaj jest to po
miedzy dziesiątym, a jedenastym rokiem życia ja mam już trzynaście lat, a
jeszcze nie objawiłem specjalnych zdolności wojownika. Chciał bym bardzo wybrać
ścieżkę Horusa, lecz widziałeś. Jestem słabym szermierzem – westchnął.
-To w
czym jesteś dobry? – zapytałem.
-Sam
nie wiem. Wszyscy mi mową, że jestem dobry w magii. Umiem posługiwać się biegle
hieroglifami, ale bardziej ciągnie mnie do ciemności i mroku.
-Macie
to jakąś boginie magii, lub śmierci? – zapytałem.
-Od
magii mamy Izydę, a od śmierci Anubisa albo Ozyrysa – powiedział - Wolał bym
jednak magię bitewną. Wszyscy moi przodkowie w linii męskiej przyjmowali do siebie
Horusa. Tylko ja jestem wyjątkiem.
-Ile
jeszcze dni zostało do końca naszej podróży?
-Około
trzech – odpowiedział – co to ma do…
-Bież
miecz…
-Chopesz.
Ten miecz nazywa się chopesz Panie – powiedział
-Okej.
Nauczę cie paru sztuczek szermierczych, a ty w zamian za to przestaniesz
nazywać mnie w końcu panem jasne? – uśmiechnąłem się do niego. Chłopak od razu
się rozpromieniał i z aprobatą pokiwał głową.
Ćwiczyliśmy
parowanie i pchnięcia bardzo długo. Słońce było już wysoko na niebie. W końcu
razem z Omarem opadliśmy z sił. Chłopak był zmęczony ale szczęśliwy.
Przypominał mi trochę mnie. Zdominowany przez starsze rodzeństwo, zbyt duże
wymagania wobec niego od całego otoczenia. Po mnie każdy spodziewał się tego
samego syn Hadesa zły, potężny i bezwzględny. Będzie w przyszłości bawił się z
Aresem w berka. A tym czasem ja po raz trzeci ratuję tyłki bogom i nadal nie
jestem doceniany.
-Wiesz
co Nico – odezwał się do mnie Omar – Widziałem kiedyś we śnie kogoś bardzo
podobnego do ciebie. Tyle, że ty jesteś grekiem on był Egipcjaninem.
-Sny
nie zawsze pokazują nam prawdę – powiedziałem do chłopca. Po pokładzie rozszedł
się dźwięk rogów ostrzegawczych.
-Co się
dzieję? – zapytał Omar. Popatrzyłem w stronę z którego dochodziły dźwięki i
zobaczyłem nadlatujące trzy erynie.
-Kłopoty
– powiedziałem i zerwałem się momentalnie z miejsca.
*Percy*
Obudziłem
się tuż przed południem. Próbowałem przypomnieć sobie swój dzisiejszy sen
związany z Chaosem jednak nie mogłem przypomnieć sobie szczegółów. Przemyłem
twarz w miednicy z wodą postawionej na niewielkiej komodzie obok lustra. Na śnieżnobiałą
tunikę nałożyłem zbroję. Zauważyłem, że na mojej twarzy widać było kilkudniowy,
drapiący zarost. Moje włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj.
Próbowałem je trochę przylizać, ale gdy tylko potrząsnąłem głową wróciły do
swojego poprzedniego stanu. Postanowiłem zostawić je tak jak są i wyjść na
pokład.
Dzień
był słoneczny, bez jakiejkolwiek chmurki na niebie. Zaciągnąłem do płuc świeże,
powietrze i uśmiechnąłem się smutno. Szkoda, że powietrze nie jest tak czyste w
Nowym Jorku – pomyślałem. Stałem tak chwilę wpatrzony w przesuwający się
piaszczysty krajobraz obok nas. Usłyszałem nagle niepokojące dźwięki
dobiegające z górnego pokładu. Pobiegłem tam natychmiast dobywając Orkana, ale
na szczęście w ostatniej chwili zatrzymałem się.
-Trzymaj
gardę, ramiona luźno – usłyszałem głos Nica. Wyjrzałem mokko z za schodów. Nico
uczył szermierki jakiegoś małego egipskiego chłopaka.
-Jesteś
przewrażliwiony Percy – mruknąłem sam do siebie i chowając miecz poszedłem na
pokład rufowy.
Oprócz
mnie i dwójki moich przyjaciół na pokładzie było jeszcze sześcioro innych ludzi
Zajmujących się sterowaniem i wiosłami statku. Ja, Nico i Leon jako goście
Kleopatry byliśmy skazani na nudę i nic nie robienie. Jedynie pożytek z nas
taki, że pełnimy wartę na pokładzie i inni mogą się w tym czasie wyspać. Podróż
nie była zbytnio mecząca. Lubię wodę, a przyjemne kołysanie statku uspokaja
mnie i pozwala myśleć. Wolał bym jednak od czasu do czasu zejść pod wodę i oczyścić
swój umysł, albo chociaż umyć się bo na pewno missterem piękności nie zostanę.
Usiadłem
na jednej z ławce postawionej na pokładzie rufowym i przyglądałem się
krajobrazowi. Nill piękny i spokojny rozciągał się na wiele mil przed nami i za
nami. Na brzegu rzeki pasły się zwierzęta a nad naszym statkiem latały trzy
wielkie ptaki…
-Zaraz,
zaraz – mruknąłem przyglądając się dziwnie wielkim ptakom nad swoją głową.
Nagle jeden z nich zanurkował wprost na mnie i już wiedziałem, że to co brałem
za milusiego ptaszka było naprawdę erynią.
Oprócz
mnie na pokładzie był jeszcze jeden mężczyzna, który natychmiast zadął w róg
alarmując wszystkich na pokładzie o ataku. Wyjąłem Orkana i zanim erynia
zdążyła zaatakować mężczyznę, który nigdy w życiu nie widział potwora i stał jak sparaliżowany uderzyłem rękojeścią
miecza w brzydką twarz mojej byłej nauczycielki z Yancy Academy. Na samo jej
wspomnienie przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Gdy ja męczyłem się by
ochraniać mężczyznę na pokład wbiegł Nico i jego uczeń a zaraz po nich zaspany
Leo.
-Może
by tak mi ktoś pomógł – zapytałem się widząc że chłopaki stali i nie wiedzieli
co zrobić.
Pierwszy zareagował Leo i ciskał
w pozostałe dwie Erynie kulę ognia. Nico przesnuł cie cieniem i wbił swój
czarny miecz prosto w pierś łaskawej z którą męczyłem się od pięciu minut.
-Dzięki – powiedziałem.
-Nie ma za co, ale teraz ponurzmy
Leonowi bo sobie chłopak nie radzi – Nico pokazał na syna Hefajstosa, który
ciskał kulę ognia na oślep.
Najbardziej przerażony z as
wszystkich był chłopak, którego przyprowadził Nico. Jedna z łaskawych poleciała
właśnie na niego. Chłopak dzielnie uniósł miecz tak jak nauczył go Nico i
zranił ją w lewy nadgarstek. Wściekły demon machnął ręką i Omar poleciał prosto
do rzeki. Nie myśląc racjonalnie rzuciłem się zaraz za nim. Widziałem jak
chłopak rozpaczliwie nabiera ostatni wdech powietrza, a po chwili zanurza się w
wodzie. Gdy znalazłem się pod wodą rozpaczliwie szukałem chłopaka, ale nigdzie
nie mogłem go znaleźć. Spojrzałem w dół i zobaczyłem go. Do chłopaka podpływał właśnie
wielgachny krokodyl. Omar próbował płynąć, ale widać było że tego nie umie.
Nakazałem wodzie zmienić bieg
rzeki. Podziałało krokodyl rozpaczliwie machał łapami by nie zostać zepchnięty
do tyłu. Podpłynąłem do chłopca i zrobiłem w około nas bańkę powietrza. Omar
zaczerpnął go łapczywie.
-Dziękuję – powiedział.
-Spokojnie, nie dał bym cię
skrzywdzić Omarze Kane – uśmiechnąłem się do niego. Od razu gdy tylko go
zobaczyłem wiedziałem, że był spokrewniony z Carterem. Zapytałem się Kleopatry
o jego nazwisko i dzięki niej wiem teraz jak nazywał się chłopak, który ocalił
nasze pegazy przed pożarciem. – Dobra wracajmy na górę.
Kazałem bańce unieść się do góry.
Gdy tylko dotarliśmy na powierzchnie kazałem wodzie unieść nas na pokład. Przy
okazji zmyłem z jego powierzchni ostatniego potwora, który pozostał przy życiu.
-Przeklinam cię Perseuszu
Jacksonie. Mój pan zmiecie cię i twoich przyjaciół z powierzchni ziemi - to była ostatnia rzecz zanim jędza swatała roztopiona
przez jedną z ognistych kul Leona.
-Dobrze się spisałeś Omar –
powiedział Nico klepiąc oszołomionego chłopaka po ramieniu.
-Wiem już jaką Ścieszkę chcę
wybrać Nico – szepnął chłopak.
-Powiesz mi? – zapytał syn
Hadesa.
-Przyszedł do mnie, gdy brakowało
mi powietrza i powoli przechodziłem do Duat. Anubis powierzył mi swoją ścieżkę.
I wiesz co? On był bardzo podobny do ciebie – powiedział oszołomiony chłopak.
-Cieszę się, ze w końcu wiesz
jaką Ścieszką podążasz, ale jak będziesz nadal chcesz ćwiczyć szermierkę to
wiesz gdzie mnie znaleźć – powiedział syn Hadesa.
-Oczywiście. Nadal chcę, żebyś
mnie uczył. I jesteś synem Hadesa prawda? Chcę też żebyś wprowadził mnie w tajemni
ki śmierci – poprosił Omar. Oszołomiony Nico jednak nie wiedział co
odpowiedzieć.
-Dobra chodźmy odpocząć – próbowałem
uratować sytuację. Na szczęście wszyscy mnie posłuchali i rozeszli się w swoje
strony.
*Narracja
Trzecioosobowa*
Młody chłopak stał na balkonie swojego
domu. Jego bose stopy dotykały zimnej marmurowej Posacki. Pierwszy raz w życiu
nie wiedział co robić. Jak dotąd jego plan szedł pomyślnie jednak Chaos wtrącił
się i przekabacił Percyego Jacksona na swoją stronę. Na szczęście miał w
zanadrzu asa w rękawie, który niedługo zostanie położona na stół. Musiał czekać
tylko na odpowiedni moment. Bał się jednak ostatecznego starcia, bo wiedział że
jego serce nie należy już do niego. Skradła go pewna upadła bogini, która
obecnie przebywa w jego pałacu i z całego serca go nienawidzi. Nie wiedział jak
się zachowa w sytuacji gdy życie Sabiny zostanie zagrożone. Wiedział jednak, że
nie może się dać ponieść uczuciom.
-Muszę być twardym – mruknął do
siebie łapiąc się za włosy. Po chwili powietrze przerwał przerażający krzyk.
Krzyk pełen bólu i rozpaczy.
-----------------------------------------------------------
Witam wszystkich. Rozdział miałam dodać około 9-10 rano. Lecz dopiero teraz skończyłam pisać rozdział. Tak ja nawet w dwa tygodnie nie potrafię się wyrobić z rozdziałem.
OK w związku z tym że to już dziesiąty rozdział chciałabym wam podziękować za ponad 4 tysiące wejść 7 obserwujących i każdy komentarz pod rozdziałem. Dziękuję wam, że macie do mnie jeszcze cierpliwość.
Mam nadzieję, ze rozdział was nie rozczarował i zajrzycie tu za następne dwa tygodnie.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytania.
PS. Przepraszam za błędy.
Podwyższam stawkę
PIĘĆ KOMENTARZY = ROZDZIAŁ W TERMINIE
ŚWIETNE, GENIALNE ITD.
OdpowiedzUsuńszczególnie końcówka taka cudowna <3
dla ciebie można czekać nawet miesiąc!
ciekawa jestem czy Nico kiedyś spotka się z Anubisem...
Leo będzie musiał zabić Kalipso, prawda ( Caleo shiper) :(
Też jestem Caleo shipper ale na potrzeby tej opowieści musiałam """""""""""lekko"""""""""" wszystko pozmieniać XD
UsuńPięć komętarzy dobijemy w tydzień. Jestem pewna. Szczerze. Ja tam nie widziałam ani jednego błędu ,ale nie słuchaj mojej opini. Mam 2 z ortografi :). Roździał świetny. Ponadto musze przestać pisać z komurki, bo nie mogę być obserwatorem. :'( Uf... już się przestraszyłam ,że muszę pisać komentarz od nowa. A jestem pierwsza. Jeste szczęśliwa, że tak późno wrzucasz roździał, bo byłam w ikea. Będę miała nowy pokój!!
OdpowiedzUsuńPS
Ja też jak mam napisać wypracowanie na polski to pisze ostatniego dnia.
Trzy minuty!!!! Jak mogłaś. Gupi telefon!!! Teraz poprawiam: "... Jestem druga..." prosze tak czytać zdanie w 8 linijce.
UsuńCóż jak na prawdiwego Herosa przystało ja mam z ortografii 1 ale word robis woje i podkreśla niektóre błędy XD
UsuńCudnie. Ale ja mam jedno pytanie, Raven. Czy mam cię zabić łyżeczką za takie zakończenie?! Ja tam podejrzewam, że to była Blue, no ale bogowie! Jak można tak kończyć rozdział?! (Dobra, uciszam się, bo nie jestem lepsza :D). Błędów kilka było, ale nie zwracałam na nie zbytnio uwagi, bo jarałam się jakością opowieści i fabułą. Czekam na nexta! *-*
OdpowiedzUsuńXoxo
NIE ZABIJAJ!!
UsuńNo jak mnie zabijesz to nie dowiesz się co będzie dalej *rusza znacząco brwiami* XD
Hahah, na razie twój zacny żywot ocalę aby dowiedzieć sie, co dalej ^^
UsuńBtw. Nominowałam cie do Lba :)
Pytania na: piorem-vittorii.blogspot.com
Zasłużyłaś na drugie LBA, wiesz? :D
Rozdział jak zwykle super .Nie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńJa wcale nie jestem sobą. Ale piszę. Trafiam tu poraz pierwszy( anonimowo) Ja jestem inna Sandra.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Super.
~Sandra B.
PS
Zgadnij kim jestem!!!