Radio Hefajstosa

sobota, 14 lutego 2015

IX

*Nico*
Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Muzyka klasyczna wypełniała moje uszy delikatnymi dźwiękami walca. Znajdowałem się w wielkiej sali z czarnego marmuru i obsydianu. Na środku tańczyła jakaś para. Muszę przyznać, że dziewczyna tańczyła nieudolnie co chwila depcząc chłopakowi po palcach. Gdy dziewczyna kolejny raz stanęła mu na stopie, chłopak zaczął się głośno śmiać.
-Nie wierzyłem ci Sabino, ale naprawdę nie umiesz tańczyć – śmiał się chłopak.
-Przestań – powiedziała dziewczyna, a jej głos był dziwnie znajomy – sam chciałeś mnie nauczyć tańczyć, więc się przymknij.
-Chciałem cię nauczyć tańczyć moja kochana, ponieważ siedzenie cały dzień przed telewizorem i oglądanie kablówki nie jest dobre – westchnął.
-Dla kogo nie jest, dla tego nie jest – mruknęła niezadowolona dziewczyna i odwróciła się by przełączyć piosenkę w odtwarzaczu który stał obok mnie…
-Blue – szepnąłem zdziwiony, dziewczyna jakby mnie słysząc podniosła wzrok. Wzdrygnąłem się. Jej zawsze niebieskie oczy były teraz całe czarne.
-Sabino co cię stało? – zapytał chłopak podchodząc do Blue.
-Wydawało mi się, że… - zawahała się – nie już nie ważne.
Odetchnąłem z ulgą, że dziewczyna mnie nie wydała. Blue oraz chłopak skierowali się do wielkich drzwi po lewo ode mnie. Gdy dziewczyna wyszła w moją stronę obrócił się chłopak.
-Nie myśl, że cie nie widzę Nico di Angelo – powiedział z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi.

Obudziłem się cały zalany potem. Moja klatka piersiowa opadała i podnosiła się bardzo szybko. Próbowałem unormować swój oddech. „Nico uspokój się przecież Blue nie żyje” – upomniałem się w duchu. Ale czy aby na pewno?
Podniosłem się z łóżka i ogarnąłem pokój wzrokiem. Percyego już nie było w pomieszczeniu, a łóżko było starannie zaścielone. Wyjrzałem przez okno. Słońce było już wysoko na niebie, w oddali rozciągała się rzeka wijąca się jak wstęga pośród wydm. Ciekawy jestem jak wygląda ten krajobraz w XXI wieku. Nigdy nie byłem w Egipcie, ale pamiętam, ze kiedyś widziałem wielką piramidę tyle tylko, że zamiast z kamiennych bloków była cała ze szkła. Musiało być to w Vegas, gdy po mnie i po moją siostrę przyszedł posłaniec naszego ojca, który miał nas zabrać z kasyna Lotos w którym spędziliśmy prawie siedemdziesiąt lat. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę – powiedziałem i odwróciłem się w stronę chłopaka, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
-Witaj panie – ukłonił się – Kleopatra oczekuje pańskiego przybycia na śniadanie.
-Em. Przepraszam, ale która tak w ogóle jest godzina? – zapytałem
-Po dziewiątej panie – powiedział chłopak. Przypominał trochę mnie samego z tym, ze był opalony i miał niebieskie oczy.
-Nie mów do mnie panie, bo dziwnie się czuję – powiedziałem i wystawiłem do chłopaka rękę – Jestem Nico, a ty?
-Omar, Omar Kane – powiedział i uścisnął mi dłoń.
-Dobra Omar – uśmiechnąłem się – prowadź na śniadanie.
Chłopak nie odzywał się do mnie ani słowem przez całą drogę do jadalni. Czasami udawało mi się go przyłapać na patrzeniu się na mnie. Omar był ode mnie o głowę niższy i o dwa albo trzy lata młodszy. Gdy weszliśmy do wielkiego pomieszczenia ze stołem na środku gdzie siedział już Percy i Leon chłopak ukłonił się grzecznie i wyszedł. Usiadłem obok Syna Posejdona, w tej samej chwili gdy otworzyły się wielkie dwu skrzydłowe drzwi, przez które weszła Kleopatra. Leo wstał od stołu jak poparzony, więc żeby chłopak nie wyszedł na błazna ja i Percy zrobiliśmy to samo. Gdy tylko kobieta usiadła u szczytu stołu wniesiono tace z jedzeniem. Ja jednak nie byłem głodny… Jak zwykle.
-Witajcie moi mili goście – powiedziała Kleopatra – mam nadzieję, że spało wam się dobrze.
-Oczywiście Pani – odezwał się Leo, a kobieta obdarzyła go miłym uśmiechem.
-Dzisiaj wraz z moją świtą wyruszam do Kairu. Chciała bym, abyście mi towarzyszyli – powiedziała z uśmiechem.
-Nie obraź się – zaczął Percy. – Mamy tu misję do spełnienia. Nie bez powodu znaleźliśmy się w Tebach.
-Percy…- zaczęła kobieta – Potrzebujecie pomocy, a w pierwszym nomie mamy bardzo dobrze wyszkolonych magów, którzy mogą wam pomóc.
-Ona ma racje – powiedziałem. – Nie wiemy co robić, a wyjazd do Kairu wydaje się jak na razie najlepszym wyjściem.
-Nie musicie mi dawać odpowiedzi teraz – powiedziała Kleopatra – Stawcie się w południe w sali tronowej i w tedy porozmawiamy.
Reszta śniadania przebiegła w ciszy. Każdy był wgapiony w swój talerz. Zastanawiałem się czy mój dzisiejszy sen mógł być prawdą. Może Blue żyje i potrzebuje naszej pomocy. I kom do cholery był ten dosyć przystojny chłopak z którym tańczyła siostra Percyego? „Di Angelo czy ty właśnie użyłeś określenia przystojny?” – zapytałem się w myślach. No przynajmniej przez tą podróż nie ucierpiała moja orientacja.
Gdy mój talerz był już pusty sięgnąłem po kielich z winem, ale gdy tylko czerwony płyn dotknął moich ust zamiast cierpkiego smaku winogron poczułem słodki smak krwi. Wyplułem ciecz na podłogę. Zacząłem kasłać, żeby pozbyć się smaku krwi. Percy znalazł się po chwili przymnie.
-Nico! Stary co ci jest?- zapytał przerażony.
-To nie wino –powiedziałem.– To krew.
Percy powąchał zawartość mojego kieliszka, a następnie wsadził tam palec, który potem włożył do ust. Po chwili jednak chłopak splunął na podłogę.
-Krew – mruknął i rozejrzał się po sali.
-Percy – szepnął Leon – spójrz dyskretnie w prawo, za posągiem tej kobiety o głowie kota stoi ktoś kogo nie powinno tu być.
-Zabierz stąd Kleopatrę – mruknąłem ledwo dosłyszalnie – Ja i Percy w zajmiemy się tą sprawą.
Po chwili Leona i Kleopatry już niebyło w Sali a ja i Percy rzuciliśmy się w pogoń za niezidentyfikowaną postacią. Żałowałem, że nie założyłem zbroi z pokoju. Mężczyzna, którego goniliśmy był szybki, ale my byliśmy sprytniejsi. Gdy postać dobiegała do jednej z fontann na dziedzińcu Percy zrobił szacher macher z wodą i podmył uciekiniera, ja zaraz potem przeniosłem się do niego cieniem i przyłożyłem mu w tył głowy rękojeścią miecza. Mężczyzna zachwiał się, ale nie stracił przytomności. Podciął mi nogi, a ja runąłem jak długi na ziemię. Zaraz jednak znalazł się przy mnie Percy i ochronił mnie od śmiertelnego ciosu mieczem. Podniosłem się szybko na nogi i zaatakowałem zbira z prędkością światła. Ze mną i z Percym nie miał szans. Syn Posejdona wybił mu miecz z ręki, ale nasz przeciwnik miał jeszcze trochę sztuczek w zanadrzu. Poczułem jak po moich kostkach w górę nóg zaczęły się piąć pędy roślin. Próbowałem je przerwać, ale były zbyt mocne. Przewróciłem się na ziemie rozpaczliwie kopiąc i szarpiąc więzy. Percy nie miał lepiej. Walczył z wielkim, krwiożerczym kwiatkiem wyglądającym jak te, które zjadają owady. Byłem już opleciony pnączami aż do pasa i coraz ciężej było mi się poruszać. „Myśl Nico, bo zaraz zostaniesz uduszony przez głupią roślinę” – pomyślałem. Zamknąłem oczy. Moje całe skupienie poszło na przywołanie kościanych wojowników. Niestety standardy Egiptu są nieco inne i zamiast rycerzy w ślących zbrojach przywołałem stado mumii, które chodziły z szybkością żółwia. Jednej nawet odpadła głowa. Miałem ochotę przybić sobie piątkę cegłą w czoło, ale ta cholerna roślina polatała mnie już, aż do ramion.
Percy pokonał swoją roślinę i przeciął moje zielone więzy.
-O stary – odetchnąłem. – To było straszne. Być duszonym przez zieleninę.
-Na szczęście nic ci nie jest – powiedział Percy podając mi rękę.
-Ale ten facet nam uciekł – powiedziałem rozmasowując kark.
-Nie przejmuj się – poklepał mnie po ramieniu syn Posejdona. – Jednak nie wiemy czy to był zaplanowane na nas czy na Kleopatrę. Wiem jednak, że musimy ją chronić Nico…
-… I dlatego pojedziemy z nią do Kairu – dokończyłem.
-Dokładnie, a teraz idźmy po Leona i spakujmy się na podróż – powiedział syn Posejdona.

Równo w południe nasza trójka stawiła się w pałacu Kleopatry zwarta i gotowa do drogi. Wraz z jej  świtą i strażą przyboczną mieliśmy płynąc jedną łodzią. Nie wiem jak mamy ją chronić, jak nawet nie potrafiliśmy dogonić jednego chłopaka.

Zapadała noc ja wraz z Leonem pełniliśmy pierwszą straż na łodzi. Leo wydawał mi się dzisiaj dość smutny i przygaszony.
-Co jest? – zapytałem przyjaciela.
-Eh… Chodzi o to, że moje życie miłosne i uczuciowe to jedno wielkie bagno – westchnął.
-Chodzi i Kleopatrę? – zapytałem.
-Aż tak bardzo przewidywalny jestem? – zapytał z nikłym uśmieszkiem na twarzy.
-Trochę – powiedziałem również z uśmiechem
-Chodzi o to, że gdy uwolniłem Kalipso z Ogygii ona powiedziała mi prosto w twarz, że jestem łatwowiernym cieniasem. Udawała, że mnie kocha, bo chciała się tylko wyrwać z tej przeklętej wyspy. Akurat nadarzyła się okazja gdy łatwowierny Leon zjawił się i przysiągł na Styks, że ją uwolni – powiedział z bólem w głosie. – Nico ja przysiągłem na Styks! Jak by nie udało mi się jej z stamtąd wydostać…
-Nie przejmuj się tym, kiedyś przyjdzie czas, że podkasz tą jedyną i będziesz szczęśliwy – pocieszyłem go.
-Nico nie pamiętasz przepowiedni? „Syn Pana Kowali miłości swej nie ocali” – westchnął.
-Przepowiednie nie są zawsze takie jakie nam się wydają – powiedziałem. Chłopak jednak się nie odezwał więc postanowiłem kontynuować – Byłem kiedyś zakochany.- spojrzałem na Leona – W chłopaku.
-Jesteś gejem? – zdziwił się Valdez.
-Mhym. Niestety gdy poznałem tego chłopaka zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie. Po śmierci mojej siostry obwiniałem go o wszystko. Życzyłem mu nawet śmierci. Gdy dotarło do mnie, co zrobiłem było za późno. On znalazł sobie dziewczynę a ja zostałem sam. Potem porwali mnie i wrzucili do tej kadzi on przybył mi na ratunek. Pokochałem go jeszcze bardziej, ale i tak wiedziałem, że nie dane jest być nam razem. W końcu po bitwie o Long Island wyznałem mu co czuję. Na szczęście on przyjął to ze spokojem i teraz jesteśmy przyjaciółmi. Niestety uświadomiłem sobie straszną prawdę, że jestem sam, a on mnie nie pokocha. Przez pół roku byłem duchem. Nie jadłam, nie spałem i nie wychodziłem z domu. Byłem wrakiem. Pewnego dnia nie wytrzymałem i chciałem się zabić. Gdy trzymałem już mój miecz przy sercu pomyślałem „Hej stary ale czy on jest tego wart? Przecież będzie ich więcej. Ten chłopak nie jest jedyny na ziemi i na pewno będziesz jeszcze szczęśliwy”. Odłożyłem miecz i wiesz co? – odetchnąłem – rozpłakałem się jak małe dziecko. Czułem ulgę. Cholerną ulgę.
Leon milczał. Wpatrywał się pustym wzrokiem w dal.
-Ten chłopak, którego kochałeś…- odezwał się w końcu syn Hefajstosa – To Percy prawda?
Skinąłem głową. Leo się do mnie uśmiechną i poklepał po plecach.
-Dzięki stary – powiedział.
Nie byłem pewny czy dobrze zrobiłem mówiąc o tym Leonowi, bo przecież nie znałem go zbyt dobrze. Jednak gdy tylko się nad tym głębiej zastanowiłem to na wet lepiej, że w końcu się przed kimś otworzyłem. Nikt, oprócz jednego ducha z podziemia nie wiedział przez co przechodziłem przez te prawie cztery lata. Uśmiechnąłem się sam do siebie. „No Nico jestem z ciebie dumny” – pomyślałem.  Wstałem z ławki na której siedziałem z Leonem i podszedłem do burty statku. Rozejrzałem się do koła. Mimo panujących ciemności noc była piękna i gwiaździsta. Spuściłem wzrok na brzeg, przez chwilę wydawało mi się ze stoi tam ten chłopak z mojego snu uśmiechający się sarkastycznie, ale gdy tylko mrugnąłem jego sylwetka zniknęła.
-Paranoja – mruknąłem. Postanowiłem pójść się położyć i przespać. Uprzedziłem Leona o tym że na warcie dzisiaj zostaje sam i poszedłem pod pokład do mojej kajuty, gdzie położyłem się na hamaku i po chwili odpłynąłem do zdradzieckich krain Morfeusza.

Percy
-Witaj Percy – usłyszałem męski głos obok mnie. Podniosłem wzrok. Nad moim łóżkiem stał chłopak, tak myślałem, że to chłopak do póki nie dostrzegłem jego ciała. Nie miał twarzy… No w sumie nie miał niczego. Składał się wyłącznie z pustki – Jestem Chaos.
-Chaos? Ten Chaos który stworzył świat? – zapytałem głupio nie do końca rozbudzony.
-Tak. Przyszedłem cię ostrzec chłopcze. Grozi wam straszne niebezpieczeństwo. Mój brat Tartar ma zamiar zniszczyć świat i bogów. Tartar jest moim młodszym bratem i zawsze chował się w moim cieniu. Jest zazdrosny o to że nikt o nim nie pamięta. Porwał twoją siostrę Percy.  Zabił ją, bo mu zaufała. Zgodziła się umrzeć, ponieważ  Tartar manipulował jej uczuciami i obiecał, że przeprowadzi was przez swoje królestwo do Wrót Kronosa. Niestety gdyby nie ja umarli byście w męczarniach i nie ukończyli swojej misji. Teraz mój brat knuje przeciwko wam z Gają i Kronosem. Wysyła na was swoje wszystkie siły. Musicie odszukać pewien chrześcijański artefakt, który pomoże wam go pokonać. Musicie znaleźć górę, na której Jahwe dał ludziom prawa, tam znajdziecie wskazówkę co dalej.- Chaos rozejrzał się do koła jak by bał się, że ktoś go zobaczy. – Nie mam wiele czasu Percy. Nie ufaj nikomu i koniecznie musisz dotrzeć na górę, przed sługami Kronosa inaczej wszystko stracone.
-Skąd mam pewność, że mogę ci zaufać? – zapytałem momentalnie się rozbudzając.
-Nie możesz. Jednak zastanów się Percy co ci pozostało? Jesteś w obcym kraju, w innym wieku. Zostałeś bez jakich kol wiek wskazówek – powiedział.
-I myślisz, że ci zaufam?
-Szczerze to nie, ale zobaczysz jeszcze, że miałem rację – powiedział Chaos i zniknął w kłębach czarnego dymu.
To było dziwne spotkanie. Tak naprawdę, to nie wiem czy to była jawa czy sen. Po tylu latach nauczyłem się jednak jednej rzeczy. Nigdy nie można ufać bogom, ale pogardzenie ich pomocą jest równe z samobójstwem. Ta misja robi się coraz bardziej dziwna i niebezpieczna. Muszę porozmawiać o tym z Leonem i Nicem zanim podejmę jakiekolwiek działania. Na razie jednak muszę odpocząć, ponieważ rozmowa z bogiem Chaosu wyssała ze mnie wszystkie siły. Opadłem powrotem na mój hamak i od razu pogrążyłem się w krainie Morfeusza.

--------------------------------------------------
Good morning, good morning na na na na na na
Dobra już się ogarniam.
Rozdział nie budzi u mnie jako takich pozytywnych uczuć. Jest nudny jak flaki z olejem, długi jak glut (super porównanie) i pisany wczoraj o 23 nie ma ani ładu ani składu.
Dobra sami oceńcie co i jak.
Dziękuję za ponad 3 tyś wyświetleń i 5 obserwatorów w tak krótkim czasie. Naprawdę jestem wam wdzięczna z każdy komentarz. To dopiero dziewiąty rozdział a mój blog osiągnął parę drobnych sukcesów. Dziękuję wam że jesteście, bo bez was nie miała bym chęci i ochoty, żeby tutaj cokolwiek wstawiać.
Dobra zrobiłam się sentymentalna.
Co do dodawania rozdziałów. Z tego tytułu, że mam teraz szkołę i egzaminy w tym roku to rozdziały będą się pojawiać co DWA TYGODNIE W SOBOTĘ O GODZINIE MIĘDZY DZIEWIĄTĄ A DZIESIĄTĄ.
Mam nadzieję, że zmiana nie zmieni nic w ilości wchodzących i komentujących.

Okjej miłego weekendu życzę i do przeczytania za dwa tygodnie :D

CZTERY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE 

8 komentarzy:

  1. Jestem tu nowa. Yep <3
    Przeczytałam wszystkie rozdziały przy czym nabiłam Ci parę wyświetleń.
    Nico <3 Jakie wyznanie :3
    Bogowie!! Kocham tego bloga!!!
    W sumie nie było by mnie tu gdyby nie to, że mam Cię w znaj na Fb :3
    Nico z pizzerni (Jak to się odmienia? ) <3
    Pzdr. /Cherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Cherry! ^^
      A teraz do Raven: cudowny rozdział, bo dużo Nico ^^ Kocham Nico <3 Czemu nas tak katujesz i każesz czekać dwa tygodnie?! No dobra, wiem, egzaminy... W każdym razie czekam na next *.*

      Usuń
    2. Znowu razem ^^
      Ale Reven ma chociaż termin... Ile my czekamy u keszu ? Prawie 2 tygodnie?

      Usuń
    3. Tak, co z olimp w ogniu. Ciągle NIC

      Usuń
    4. Cisza od 27 stycznia. Prawie 3 tygodnie

      Usuń
  2. Ja chcę więcej!
    I teraz dwa tygodnie czekania ;_;
    Trudno. Poczekam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Cherry! Cudny roździał ( wcale nie jak glut)
    Od kiedy Chaos robi coś przeciw samemu sobie (... Ok) To jest strasznie podejrzane.
    Mam nadzieje że następny roździał też będzie tak fascynujący jak poprzednie.

    OdpowiedzUsuń
  4. GENIALNE serio. Brak mi słow. Czekam na więcej!!!!

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?