*Nico*
Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy.
Muzyka klasyczna wypełniała moje uszy delikatnymi dźwiękami walca. Znajdowałem
się w wielkiej sali z czarnego marmuru i obsydianu. Na środku tańczyła jakaś
para. Muszę przyznać, że dziewczyna tańczyła nieudolnie co chwila depcząc
chłopakowi po palcach. Gdy dziewczyna kolejny raz stanęła mu na stopie, chłopak
zaczął się głośno śmiać.
-Nie wierzyłem ci Sabino, ale
naprawdę nie umiesz tańczyć – śmiał się chłopak.
-Przestań – powiedziała
dziewczyna, a jej głos był dziwnie znajomy – sam chciałeś mnie nauczyć tańczyć,
więc się przymknij.
-Chciałem cię nauczyć tańczyć
moja kochana, ponieważ siedzenie cały dzień przed telewizorem i oglądanie
kablówki nie jest dobre – westchnął.
-Dla kogo nie jest, dla tego nie
jest – mruknęła niezadowolona dziewczyna i odwróciła się by przełączyć piosenkę
w odtwarzaczu który stał obok mnie…
-Blue – szepnąłem zdziwiony,
dziewczyna jakby mnie słysząc podniosła wzrok. Wzdrygnąłem się. Jej zawsze
niebieskie oczy były teraz całe czarne.
-Sabino co cię stało? – zapytał
chłopak podchodząc do Blue.
-Wydawało mi się, że… - zawahała
się – nie już nie ważne.
Odetchnąłem z ulgą, że dziewczyna
mnie nie wydała. Blue oraz chłopak skierowali się do wielkich drzwi po lewo ode
mnie. Gdy dziewczyna wyszła w moją stronę obrócił się chłopak.
-Nie myśl, że cie nie widzę Nico
di Angelo – powiedział z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi.
Obudziłem się cały zalany potem.
Moja klatka piersiowa opadała i podnosiła się bardzo szybko. Próbowałem
unormować swój oddech. „Nico uspokój się przecież Blue nie żyje” – upomniałem
się w duchu. Ale czy aby na pewno?
Podniosłem się z łóżka i
ogarnąłem pokój wzrokiem. Percyego już nie było w pomieszczeniu, a łóżko było
starannie zaścielone. Wyjrzałem przez okno. Słońce było już wysoko na niebie, w
oddali rozciągała się rzeka wijąca się jak wstęga pośród wydm. Ciekawy jestem
jak wygląda ten krajobraz w XXI wieku. Nigdy nie byłem w Egipcie, ale pamiętam,
ze kiedyś widziałem wielką piramidę tyle tylko, że zamiast z kamiennych bloków
była cała ze szkła. Musiało być to w Vegas, gdy po mnie i po moją siostrę
przyszedł posłaniec naszego ojca, który miał nas zabrać z kasyna Lotos w którym
spędziliśmy prawie siedemdziesiąt lat. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do
drzwi.
-Proszę – powiedziałem i
odwróciłem się w stronę chłopaka, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
-Witaj panie – ukłonił się –
Kleopatra oczekuje pańskiego przybycia na śniadanie.
-Em. Przepraszam, ale która tak w
ogóle jest godzina? – zapytałem
-Po dziewiątej panie – powiedział
chłopak. Przypominał trochę mnie samego z tym, ze był opalony i miał niebieskie
oczy.
-Nie mów do mnie panie, bo
dziwnie się czuję – powiedziałem i wystawiłem do chłopaka rękę – Jestem Nico, a
ty?
-Omar, Omar Kane – powiedział i
uścisnął mi dłoń.
-Dobra Omar – uśmiechnąłem się –
prowadź na śniadanie.
Chłopak nie odzywał się do mnie
ani słowem przez całą drogę do jadalni. Czasami udawało mi się go przyłapać na
patrzeniu się na mnie. Omar był ode mnie o głowę niższy i o dwa albo trzy lata
młodszy. Gdy weszliśmy do wielkiego pomieszczenia ze stołem na środku gdzie siedział
już Percy i Leon chłopak ukłonił się grzecznie i wyszedł. Usiadłem obok Syna
Posejdona, w tej samej chwili gdy otworzyły się wielkie dwu skrzydłowe drzwi,
przez które weszła Kleopatra. Leo wstał od stołu jak poparzony, więc żeby
chłopak nie wyszedł na błazna ja i Percy zrobiliśmy to samo. Gdy tylko kobieta
usiadła u szczytu stołu wniesiono tace z jedzeniem. Ja jednak nie byłem głodny…
Jak zwykle.
-Witajcie moi mili goście –
powiedziała Kleopatra – mam nadzieję, że spało wam się dobrze.
-Oczywiście Pani – odezwał się
Leo, a kobieta obdarzyła go miłym uśmiechem.
-Dzisiaj wraz z moją świtą
wyruszam do Kairu. Chciała bym, abyście mi towarzyszyli – powiedziała z
uśmiechem.
-Nie obraź się – zaczął Percy. –
Mamy tu misję do spełnienia. Nie bez powodu znaleźliśmy się w Tebach.
-Percy…- zaczęła kobieta –
Potrzebujecie pomocy, a w pierwszym nomie mamy bardzo dobrze wyszkolonych
magów, którzy mogą wam pomóc.
-Ona ma racje – powiedziałem. –
Nie wiemy co robić, a wyjazd do Kairu wydaje się jak na razie najlepszym wyjściem.
-Nie musicie mi dawać odpowiedzi
teraz – powiedziała Kleopatra – Stawcie się w południe w sali tronowej i w tedy
porozmawiamy.
Reszta śniadania przebiegła w
ciszy. Każdy był wgapiony w swój talerz. Zastanawiałem się czy mój dzisiejszy
sen mógł być prawdą. Może Blue żyje i potrzebuje naszej pomocy. I kom do
cholery był ten dosyć przystojny chłopak z którym tańczyła siostra Percyego?
„Di Angelo czy ty właśnie użyłeś określenia przystojny?” – zapytałem się w
myślach. No przynajmniej przez tą podróż nie ucierpiała moja orientacja.
Gdy mój talerz był już pusty
sięgnąłem po kielich z winem, ale gdy tylko czerwony płyn dotknął moich ust
zamiast cierpkiego smaku winogron poczułem słodki smak krwi. Wyplułem ciecz na
podłogę. Zacząłem kasłać, żeby pozbyć się smaku krwi. Percy znalazł się po
chwili przymnie.
-Nico! Stary co ci jest?- zapytał
przerażony.
-To nie wino –powiedziałem.– To
krew.
Percy powąchał zawartość mojego
kieliszka, a następnie wsadził tam palec, który potem włożył do ust. Po chwili
jednak chłopak splunął na podłogę.
-Krew – mruknął i rozejrzał się
po sali.
-Percy – szepnął Leon – spójrz
dyskretnie w prawo, za posągiem tej kobiety o głowie kota stoi ktoś kogo nie
powinno tu być.
-Zabierz stąd Kleopatrę –
mruknąłem ledwo dosłyszalnie – Ja i Percy w zajmiemy się tą sprawą.
Po chwili Leona i Kleopatry już
niebyło w Sali a ja i Percy rzuciliśmy się w pogoń za niezidentyfikowaną
postacią. Żałowałem, że nie założyłem zbroi z pokoju. Mężczyzna, którego
goniliśmy był szybki, ale my byliśmy sprytniejsi. Gdy postać dobiegała do
jednej z fontann na dziedzińcu Percy zrobił szacher macher z wodą i podmył
uciekiniera, ja zaraz potem przeniosłem się do niego cieniem i przyłożyłem mu w
tył głowy rękojeścią miecza. Mężczyzna zachwiał się, ale nie stracił przytomności.
Podciął mi nogi, a ja runąłem jak długi na ziemię. Zaraz jednak znalazł się
przy mnie Percy i ochronił mnie od śmiertelnego ciosu mieczem. Podniosłem się
szybko na nogi i zaatakowałem zbira z prędkością światła. Ze mną i z Percym nie
miał szans. Syn Posejdona wybił mu miecz z ręki, ale nasz przeciwnik miał
jeszcze trochę sztuczek w zanadrzu. Poczułem jak po moich kostkach w górę nóg
zaczęły się piąć pędy roślin. Próbowałem je przerwać, ale były zbyt mocne.
Przewróciłem się na ziemie rozpaczliwie kopiąc i szarpiąc więzy. Percy nie miał
lepiej. Walczył z wielkim, krwiożerczym kwiatkiem wyglądającym jak te, które
zjadają owady. Byłem już opleciony pnączami aż do pasa i coraz ciężej było mi
się poruszać. „Myśl Nico, bo zaraz zostaniesz uduszony przez głupią roślinę” –
pomyślałem. Zamknąłem oczy. Moje całe skupienie poszło na przywołanie
kościanych wojowników. Niestety standardy Egiptu są nieco inne i zamiast
rycerzy w ślących zbrojach przywołałem stado mumii, które chodziły z szybkością
żółwia. Jednej nawet odpadła głowa. Miałem ochotę przybić sobie piątkę cegłą w
czoło, ale ta cholerna roślina polatała mnie już, aż do ramion.
Percy pokonał swoją roślinę i
przeciął moje zielone więzy.
-O stary – odetchnąłem. – To było
straszne. Być duszonym przez zieleninę.
-Na szczęście nic ci nie jest –
powiedział Percy podając mi rękę.
-Ale ten facet nam uciekł –
powiedziałem rozmasowując kark.
-Nie przejmuj się – poklepał mnie
po ramieniu syn Posejdona. – Jednak nie wiemy czy to był zaplanowane na nas czy
na Kleopatrę. Wiem jednak, że musimy ją chronić Nico…
-… I dlatego pojedziemy z nią do
Kairu – dokończyłem.
-Dokładnie, a teraz idźmy po
Leona i spakujmy się na podróż – powiedział syn Posejdona.
Równo w południe nasza trójka
stawiła się w pałacu Kleopatry zwarta i gotowa do drogi. Wraz z jej świtą i strażą przyboczną mieliśmy płynąc
jedną łodzią. Nie wiem jak mamy ją chronić, jak nawet nie potrafiliśmy dogonić
jednego chłopaka.
Zapadała noc ja wraz z Leonem
pełniliśmy pierwszą straż na łodzi. Leo wydawał mi się dzisiaj dość smutny i
przygaszony.
-Co jest? – zapytałem
przyjaciela.
-Eh… Chodzi o to, że moje życie
miłosne i uczuciowe to jedno wielkie bagno – westchnął.
-Chodzi i Kleopatrę? – zapytałem.
-Aż tak bardzo przewidywalny
jestem? – zapytał z nikłym uśmieszkiem na twarzy.
-Trochę – powiedziałem również z
uśmiechem
-Chodzi o to, że gdy uwolniłem
Kalipso z Ogygii ona powiedziała mi prosto w twarz, że jestem łatwowiernym
cieniasem. Udawała, że mnie kocha, bo chciała się tylko wyrwać z tej przeklętej
wyspy. Akurat nadarzyła się okazja gdy łatwowierny Leon zjawił się i przysiągł
na Styks, że ją uwolni – powiedział z bólem w głosie. – Nico ja przysiągłem na
Styks! Jak by nie udało mi się jej z stamtąd wydostać…
-Nie przejmuj się tym, kiedyś
przyjdzie czas, że podkasz tą jedyną i będziesz szczęśliwy – pocieszyłem go.
-Nico nie pamiętasz przepowiedni?
„Syn Pana Kowali miłości swej nie ocali” – westchnął.
-Przepowiednie nie są zawsze
takie jakie nam się wydają – powiedziałem. Chłopak jednak się nie odezwał więc
postanowiłem kontynuować – Byłem kiedyś zakochany.- spojrzałem na Leona – W
chłopaku.
-Jesteś gejem? – zdziwił się
Valdez.
-Mhym. Niestety gdy poznałem tego
chłopaka zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie. Po śmierci mojej siostry
obwiniałem go o wszystko. Życzyłem mu nawet śmierci. Gdy dotarło do mnie, co
zrobiłem było za późno. On znalazł sobie dziewczynę a ja zostałem sam. Potem
porwali mnie i wrzucili do tej kadzi on przybył mi na ratunek. Pokochałem go
jeszcze bardziej, ale i tak wiedziałem, że nie dane jest być nam razem. W końcu
po bitwie o Long Island wyznałem mu co czuję. Na szczęście on przyjął to ze
spokojem i teraz jesteśmy przyjaciółmi. Niestety uświadomiłem sobie straszną
prawdę, że jestem sam, a on mnie nie pokocha. Przez pół roku byłem duchem. Nie
jadłam, nie spałem i nie wychodziłem z domu. Byłem wrakiem. Pewnego dnia nie
wytrzymałem i chciałem się zabić. Gdy trzymałem już mój miecz przy sercu
pomyślałem „Hej stary ale czy on jest tego wart? Przecież będzie ich więcej.
Ten chłopak nie jest jedyny na ziemi i na pewno będziesz jeszcze szczęśliwy”. Odłożyłem
miecz i wiesz co? – odetchnąłem – rozpłakałem się jak małe dziecko. Czułem ulgę.
Cholerną ulgę.
Leon milczał. Wpatrywał się
pustym wzrokiem w dal.
-Ten chłopak, którego kochałeś…-
odezwał się w końcu syn Hefajstosa – To Percy prawda?
Skinąłem głową. Leo się do mnie
uśmiechną i poklepał po plecach.
-Dzięki stary – powiedział.
Nie byłem pewny czy dobrze
zrobiłem mówiąc o tym Leonowi, bo przecież nie znałem go zbyt dobrze. Jednak
gdy tylko się nad tym głębiej zastanowiłem to na wet lepiej, że w końcu się
przed kimś otworzyłem. Nikt, oprócz jednego ducha z podziemia nie wiedział
przez co przechodziłem przez te prawie cztery lata. Uśmiechnąłem się sam do
siebie. „No Nico jestem z ciebie dumny” – pomyślałem. Wstałem z ławki na której siedziałem z Leonem
i podszedłem do burty statku. Rozejrzałem się do koła. Mimo panujących
ciemności noc była piękna i gwiaździsta. Spuściłem wzrok na brzeg, przez chwilę
wydawało mi się ze stoi tam ten chłopak z mojego snu uśmiechający się
sarkastycznie, ale gdy tylko mrugnąłem jego sylwetka zniknęła.
-Paranoja – mruknąłem.
Postanowiłem pójść się położyć i przespać. Uprzedziłem Leona o tym że na warcie
dzisiaj zostaje sam i poszedłem pod pokład do mojej kajuty, gdzie położyłem się
na hamaku i po chwili odpłynąłem do zdradzieckich krain Morfeusza.
Percy
-Witaj Percy – usłyszałem męski
głos obok mnie. Podniosłem wzrok. Nad moim łóżkiem stał chłopak, tak myślałem,
że to chłopak do póki nie dostrzegłem jego ciała. Nie miał twarzy… No w sumie
nie miał niczego. Składał się wyłącznie z pustki – Jestem Chaos.
-Chaos? Ten Chaos który stworzył
świat? – zapytałem głupio nie do końca rozbudzony.
-Tak. Przyszedłem cię ostrzec
chłopcze. Grozi wam straszne niebezpieczeństwo. Mój brat Tartar ma zamiar
zniszczyć świat i bogów. Tartar jest moim młodszym bratem i zawsze chował się w
moim cieniu. Jest zazdrosny o to że nikt o nim nie pamięta. Porwał twoją
siostrę Percy. Zabił ją, bo mu zaufała.
Zgodziła się umrzeć, ponieważ Tartar
manipulował jej uczuciami i obiecał, że przeprowadzi was przez swoje królestwo
do Wrót Kronosa. Niestety gdyby nie ja umarli byście w męczarniach i nie
ukończyli swojej misji. Teraz mój brat knuje przeciwko wam z Gają i Kronosem.
Wysyła na was swoje wszystkie siły. Musicie odszukać pewien chrześcijański
artefakt, który pomoże wam go pokonać. Musicie znaleźć górę, na której Jahwe
dał ludziom prawa, tam znajdziecie wskazówkę co dalej.- Chaos rozejrzał się do koła
jak by bał się, że ktoś go zobaczy. – Nie mam wiele czasu Percy. Nie ufaj
nikomu i koniecznie musisz dotrzeć na górę, przed sługami Kronosa inaczej
wszystko stracone.
-Skąd mam pewność, że mogę ci
zaufać? – zapytałem momentalnie się rozbudzając.
-Nie możesz. Jednak zastanów się
Percy co ci pozostało? Jesteś w obcym kraju, w innym wieku. Zostałeś bez jakich
kol wiek wskazówek – powiedział.
-I myślisz, że ci zaufam?
-Szczerze to nie, ale zobaczysz
jeszcze, że miałem rację – powiedział Chaos i zniknął w kłębach czarnego dymu.
To było dziwne spotkanie. Tak
naprawdę, to nie wiem czy to była jawa czy sen. Po tylu latach nauczyłem się
jednak jednej rzeczy. Nigdy nie można ufać bogom, ale pogardzenie ich pomocą
jest równe z samobójstwem. Ta misja robi się coraz bardziej dziwna i
niebezpieczna. Muszę porozmawiać o tym z Leonem i Nicem zanim podejmę
jakiekolwiek działania. Na razie jednak muszę odpocząć, ponieważ rozmowa z
bogiem Chaosu wyssała ze mnie wszystkie siły. Opadłem powrotem na mój hamak i
od razu pogrążyłem się w krainie Morfeusza.
--------------------------------------------------
Good morning, good morning na na na na na na
Dobra już się ogarniam.
Rozdział nie budzi u mnie jako takich pozytywnych uczuć.
Jest nudny jak flaki z olejem, długi jak glut (super porównanie) i pisany
wczoraj o 23 nie ma ani ładu ani składu.
Dobra sami oceńcie co i jak.
Dziękuję za ponad 3 tyś wyświetleń i 5 obserwatorów w tak krótkim
czasie. Naprawdę jestem wam wdzięczna z każdy komentarz. To dopiero dziewiąty rozdział a mój blog osiągnął parę drobnych sukcesów. Dziękuję wam że jesteście,
bo bez was nie miała bym chęci i ochoty, żeby tutaj cokolwiek wstawiać.
Dobra zrobiłam się sentymentalna.
Co do dodawania rozdziałów. Z tego tytułu, że mam teraz
szkołę i egzaminy w tym roku to rozdziały będą się pojawiać co DWA TYGODNIE W
SOBOTĘ O GODZINIE MIĘDZY DZIEWIĄTĄ A DZIESIĄTĄ.
Mam nadzieję, że zmiana nie zmieni nic w ilości wchodzących
i komentujących.
Okjej miłego weekendu życzę i do przeczytania za dwa
tygodnie :D
CZTERY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE
Jestem tu nowa. Yep <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały przy czym nabiłam Ci parę wyświetleń.
Nico <3 Jakie wyznanie :3
Bogowie!! Kocham tego bloga!!!
W sumie nie było by mnie tu gdyby nie to, że mam Cię w znaj na Fb :3
Nico z pizzerni (Jak to się odmienia? ) <3
Pzdr. /Cherry
Hej Cherry! ^^
UsuńA teraz do Raven: cudowny rozdział, bo dużo Nico ^^ Kocham Nico <3 Czemu nas tak katujesz i każesz czekać dwa tygodnie?! No dobra, wiem, egzaminy... W każdym razie czekam na next *.*
Znowu razem ^^
UsuńAle Reven ma chociaż termin... Ile my czekamy u keszu ? Prawie 2 tygodnie?
Tak, co z olimp w ogniu. Ciągle NIC
UsuńCisza od 27 stycznia. Prawie 3 tygodnie
UsuńJa chcę więcej!
OdpowiedzUsuńI teraz dwa tygodnie czekania ;_;
Trudno. Poczekam...
Cześć Cherry! Cudny roździał ( wcale nie jak glut)
OdpowiedzUsuńOd kiedy Chaos robi coś przeciw samemu sobie (... Ok) To jest strasznie podejrzane.
Mam nadzieje że następny roździał też będzie tak fascynujący jak poprzednie.
GENIALNE serio. Brak mi słow. Czekam na więcej!!!!
OdpowiedzUsuń