Radio Hefajstosa

piątek, 2 stycznia 2015

V

*Nico*
Gwałtownie podniosłem się z prowizorycznego łóżka ciężko dysząc. Od kąt ponownie znalazłem się w Tartarze koszmary były częstsze i bardziej intensywniejsze niż kiedy byłem w Obozie Herosów. Zdarzało mi się też śnić na jawie. Im bliżej Wrót Kronosa byliśmy tym miałem częstsze odloty. Na szczęście nikt jak dotąd tego nie zauważył. Do tego okropnego miejsca przeniósł nas mój ojciec, gdy tylko przekroczyliśmy Wrota Orfeusza. Chyba pierwszy raz Bogowie są aż tak chętni do pomocy nam, Herosom w misji.
Rozejrzałem się do koła. Wszyscy jeszcze spali, no oprócz Percyego który pełnił pierwszą wartę. Podniosłem się z ziemi i podszedłem do niego. Chłopak lekko podskoczył, gdy usiadłem obok niego.
-Nie myślałem, że kiedykolwiek jeszcze tu wrócę – powiedział. On tak samo jak ja miał złe wspomnienia z tym miejscem. Mroczne, ciemne, jałowe pustkowie pełne wrogów i zdradliwych rzek.
-Ja też Percy, ja też – mruknąłem. Mimo, że siedziałem tak blisko niego nie czułem tego co zawsze. Przyspieszone bicie serca, motyle w brzuchu i inne bzdety które człowiek odczuwa gdy jest zakochany, to już mnie nie dotyczyło. I wiecie co? Byłem szczęśliwy, bo w końcu już nie muszę cierpieć s powodu nieodwzajemnionych uczuć. Uśmiechnąłem się do siebie.
-Z czego się tak cieszysz? – zapytał zdziwiony syn Posejdona.
-Nieważne – odpowiedziałem – ale widzę, że tobie humor nie dopasuje.
-Tak. Mam pewne problemy rodzinne – mruknął spoglądając w stronę Blue.
-Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć? – zapytałem, a chłopak pokiwał głową na znak, że zrozumiał.
-Niby wiem, ale przysiągłem na Styks. Są gorsze rzeczy od śmierci Nico i ty powinieneś dobrze o tym wiedzieć – powiedział – Przepraszam.
-Nic się nie stało – i już po moim dobrym humorze – Stary idź się prześpij a ja wezmę kolejną wartę.
-Jesteś pewien, nie jestem jeszcze zmęczony – jakby na zaprzeczenie swoich słów chłopak ziewnął. Zaśmiałem się.
-Idź – popchnąłem go lekko dając do zrozumienia, że może iść. Percy posłał mi spojrzenie pełne wdzięczności i poszedł do swojego prowizorycznego łóżka obok Annabeth.
Zostałem sam. Wyjąłem swój miecz który dostałem od ojca i położyłem go sobie na kolanach, żeby w razie czego szybko się obronić.
Było cicho, zbyt cicho. Ani razu odkąd znaleźliśmy się w tym przeklętym miejscu nie spotkaliśmy żadnych potworów co jest dziwne zważywszy ze troje z naszej ósemki to potomkowie bogów z wielkiej trójki. Ja, Blue i Percy powinniśmy przyciągać potwory jak magnez zwłaszcza w takim miejscu jak Tartar.
                Westchnąłem i parłem głowę o pobliski kamień. W Tartarze oprócz piaskowego pustkowia i powietrza cuchnącego paloną siarką są rzeki. Nie podlegają one jednak władzy Posejdona. Tutejsze rzeki są zdradzieckie. Jedne są trucizną, jedne mogą w nagłych przypadkach uratować życie.
                Nie wiem ile już tak siedziałem w tej pozycji z głowa opartą o kamień, ale zaczęła boleć mnie szyja. Wstałem z ziemi, żeby wyprostować nogi. Nagle usłyszałem przeraźliwy wrzask zobaczyłem dziewczynę biegnącą w stronę naszego obozowiska. Goniła ja Mantykora. Wziąłem miecz i pobiegłem jej na ratunek. Gdy podszedłem bliżej zobaczyłem, że dziewczyna ma twarz Bianki.
                -Bianca uciekaj – krzyknąłem i żuciem się w jej stronę by zabić goniące ją monstrum. Gdy już miałem przeciąć  potwora na pół on rozmazał się i pojawił się za mną. Poczułem ostry ból rozrywający mi plecy. Umrę. Po chwili obok mnie pojawiła się moja siostra.
                -Witaj Nico – wyszeptała – Nie chciałam, żeby tak wyglądała twoja śmierć, ale nie miałam wyboru. Ktoś musiał zapłacić przecież za mój powrót do żywych. Przykro mi ze wypadło akurat na ciebie braciszku… Wiesz co jednak nie. Nie jest mi wcale przykro, ze to właśnie ty stracisz życie. Zawsze byłeś nieudacznikiem Nico. Trzecie koło u wozu, nieznośny bachor potrzebujący niańki dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale teraz uwolnię cię od tego świata. Żegnaj Nico.
                Mo moich policzkach płynęły łzy. Bianca zawsze była dla mnie oparciem, a teraz chciała mnie zabić. Kosztem mojego życia chciała powrócić na ziemię. Wzięła mój miecz leżący obok i uniosła go nad moją piersią, celując prosto w serce.
                -Bianca… - wyszeptałem i spojrzałem na nią błagalnie. Ona uśmiechnęła się tylko i wbiła miecz prosto w serce. Ostatnia łza spłynęła po moim policzku zanim zamknąłem oczy.

                -Nico! Nico! Obudź się ! Nic ci nie jest to tylko zły sen – krzyczał ktoś koło mnie. Szarpałem się, a ktoś próbował mnie przytrzymać. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem przed sobą Blue trzymającą moja twarz w swoich dłoniach i Jasona, który przytrzymywał i ręce. Dopiero teraz poczułem, ze moje policzki są mokre od łez. O bogowie co ja zrobiłem? Przecież podczas mojego odlotu ktoś mógł by nas zaatakować i wszyscy byśmy zginęli.
                -Spokojnie Nico to był tylko sen. Głupi nic niewarty koszmar – powiedziała Blue nadal przytykając dłonie do mojej twarzy. Czułem się z tym lekko nieswojo.
                -Przepraszam was – powiedziałem wstając z ziemi, tym samym odtrącając dłonie Blue – To nie był sen. Ostatnim razem gdy byłem w Tartarze miałem tak samo. Odloty. W jednej sekundzie jestem przytomny i kontaktuje normalnie, a w drugiej mam koszmar. Im jesteśmy bliżej wrót tym bardziej się to nasila. Nie chciałem wam nic mówić…
                -Nico ty pacanie! – zawołał Leo który bacznie się przysłuchiwał wszystkiemu. Ogólnie to zauważyłem, że nikt już nie spał. Moje wrzaski obudziły wszystkich – Czemu nam nie powiedziałeś o tym wcześniej. Błąkamy się tu już od dobrych dwóch dni. Jak nie więcej, a ty masz taki jakby radar?
                -Nie chciałem być ciężarem, jak zawsze – szepnąłem.
                -Dobra nie ważne musimy się zbierać bo jego krzyki na pewno zawiadomiły już potwory o naszej obecnej pozycji – warknęła Annabeth. Tak ona najbardziej mnie chyba nie lubiła. Córka Ateny nadal myślała, że kocham jej chłopaka więc postanowiła zrobić wokół siebie otoczkę zołzy dla Nica di Angelo. Nie dziwie się jej.
                Szliśmy dalej. Tak naprawdę to nikt nie wiedział gdzie znajdują się wrota Kronosa. Próbowałem skontaktować się  Hadesam, ale jedyną wskazówką jaką mi dał to, że wrota pojawiają się w różnych miejscach. Nie są stałe tak jak Obóz czy Olimp. Wrota w jednej minucie mogą być obok nas, a za godzinę gdzieś w środkowej części Tartaru. Musimy spodziewać cię, że w każdej chwil wrota pojawią nam się pod nosem, lub nie zobaczymy ich nigdy i po prostu tu umrzemy. Pocieszająca myśl.
                -Jak się czujesz? – zapytał Reyna. Tak naprawdę ta dziewczyna mnie przeraża. Rzymianka, córka Bellony. Pretor Rzymu.
                -Normalnie – mruknąłem – Oprócz tego, że muszę być w miejscu którego nie darze jakąś szczególną sympatią i mam jakieś dziwne odloty jest wspaniale. A co u ciebie?
                -Wiesz, zmieniłeś się od ostatniego razu gdy cię widziałam – powiedziała.
                -Nie Reyna ja zawsze taki byłem, tylko nigdy tego nie okazywałem – powiedziałem.
                -Ludzie, bądźcie przez chwilę cicho – szepnął Leon – słyszałem coś…
Nie dokończył bo właśnie jakaś oślizgła macka zaczęła ciągnąć za nogi. Jason pobiegł mu na ratunek i trzymał go za ręce, żeby potwór, który chciał pożreć Valdeza nie zaciągnął go dalej.
-Spróbuj mnie tylko puścić Grace a mnie popamiętasz – warknął Leo szczerze niezadowolony z tej krępującej sytuacji. Podbiegłem do nich odcinając swoim mieczem jedną z oślizgłych macek potwora. Leo natychmiast podniósł się z ziemi a w jego dłoniach zapłonął ogień.
-I co to już koniec?- zapytała Blue z napiętym łukiem w dłoni.
-Chyba nie zobaczcie tam w oddali, coś… - Piper nie dokończyła bo druga macka podcięła jej nogi. Córka Afrodyty upadła na ziemie. Ja i Blue, którzy byliśmy najbliżej dziewczyny rzuciliśmy się jej na ratunek. Ja złapałem ja za ręce, a Blue odcięła potworowi macki. Jednak po chwili Córka Posejdona znalazła się dwa metry nad ziemią. Macka tego potwora wyrzuciła ją w powietrze. Dziewczyna upadła z łoskotem na ziemie. Nie poruszyła się. Chciałem do niej podbiec ale zawisłem w powietrzu głową w dół. Ta oślizgła ośmiornica złapała mnie za nogi i potrząsała jak zabawką. Rozpłynąłem się w cieniu, którego w Tartarze było pod dostatkiem i zaatakowałem potwora od tyłu. Ośmiornica rozpadła się w drobny pył. Czy już wspominałem jak bardzo nienawidzę tego miejsca? Po chwili z ciemności wyszła cała horda potworów. Ruszyliśmy do ataku.

*Blue*
Przez cały czas gdy znajdowaliśmy się w tym przeklętym miejscu myślałam o znaczeniu mojej przepowiedni. Co to w ogóle ma znaczyć „Upadła bogini powstać nie zdoła” chyba coś tej pokręconej wyroczni się pomyliło. Ja muszę wrócić na Olimp. Nie wyobrażam sobię, że do końca życia będę musiała zostać na ziemi.
Przypatrywałam się jak Nico rozmawia z Reyną, Percy z Ann, a Leo z Jasonem i Piper. Tak naprawdę nie znałam tych ludzi, a poświęciłam dla nich swoje życie na Olimpie. Zaczynam się powoli zastanawiać czy to aby na pewno był dobry pomysł. Moje rozkminy na ten temat na szczęście nie trwały długo, bo zaraz usłyszałam krzyk Leona i zobaczyłam że jakaś oślizgła ośmiornica ciągnie go do swojej paszczy. Jason i Nico zareagowali błyskawicznie, ale zaraz potem kolejną ofiarą przerośniętej kałamarnicy stała się Piper. Nico złapał ją za ręce, a ja odcięłam mackę temu czemuś. W nagrodę zostałam posłana wysoko w górę przez drugą oślizgłą kończynę.
Po chwili poczułam twardą ziemię. Miałam mroczki przed oczami i nie mogłam się podnieść. Straciłam czucie w jednej ręce która wykrzywiła się pod dziwnym kontem. Obok mnie słyszałam odgłosy walki. Musiałam im pomóc, ale nie mogłam oddychać, a co dopiero się ruszyć. Jednak po dłuższej chwili  podniosłam się chwiejnie zamieniając swój łuk w miecz. Chciałam wziąć go w prawą dłoń, ale cała ręka zwisała mi bezwładnie wzdłuż ciała. No pięknie ten potwór złamał mi rękę. Nienawidzę potworów, prawie tak samo jak owsianki Demeter. Wyjęłam z mojego podręcznego plecaka lekko zgnieciony batonik ambrozji i zjadłam go tyle żebym dała radę sama ustać na nogach. Jako że jestem pełnokrwistą boginią mogę jeść ambrozję i pic nektar do woli, ale wolałam zostawić trochę tego na inną okazję. Rzuciłam plecak na ziemię. Czułam jak moja kość zaczęła się zrastać. Podniosłam mój miecz w lewej ręce i pobiegłam pomóc Percyemu w walce z dwoma drakainami. Po krótkiej walce Percyego i mój przeciwnik rozpadł się w proch. Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka, ale ten udał, że tego nie zauważył i rzucił się w wir walki.
-Blue uważaj – krzyknął Leo w moja stronę. Odwróciłam się za siebie gdzie z łuku celowała do mnie Gorgona. Uchyliłam się w ostatniej chwili, odruchowo zmieniłam miecz w łuk i posłałam strzałę w jej stronę. Gorgona rozpadła się w proch. Ręka już całkowicie się zrosła i mogłam używać mojej ukochanej broni. Zaczęłam strzelać po kolei do potworów, które coraz liczniej wyłaniały się z ciemności.
-Nie damy rady! – krzyknęła Reyna – Musimy uciekać inaczej nas zniszczą!
Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Każdy dobił swojego przeciwnika i gdy ten rozsypywał się w chmurze popiołu tworząc zasłonę dymną uciekał. Ten harmider kupił nam trochę czasu na ucieczkę. Biegliśmy przed siebie. Od czasu do czasu posyłałam za siebie strzałę, która zawsze celnie trafiała potwora, tak że po chwiali rozsypywał się w proch.
Nagle grunt pod naszymi nogami stał się spadzisty. Potknęłam się o własne nogi. Zaczęłam robić koziołki w duł zbocza. Ktoś krzyczał moje imię. Nie wiem ile tak spadałam, ale po chwili poczułam, że uderzyłam w coś twardego. Straciłam przez chwilę oddech. Podniosłam się z ziemi, ale nic nie mogłam zobaczyć w tych ciemnościach.
-Jason! Percy! Annabeth! – zawołałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi – Nico! Leo! Piper! Reyna!
Nic totalna cisza. „Blue nie panikuj, tylko nie panikuj” – powtarzałam sobie w myślach. Nagle ktoś złapał mnie z tyłu zasłaniając mi ręką buzie, żebym nie krzyczała.
-Cicho – usłyszałam szept Nica, który odsłonił mi twarz, żebym mogła oddychać.
-Gdzie reszta? – zapytałam.
-Nie wiem, gdy tylko zaczęłaś spadać przeniosłem się cieniem resztę straciłem z pola widzenia – powiedział – możliwe, że…
-Nawet o tym nie myśl – wiedziałam, że chce powiedzieć, że nie żyją.
-Nie oto mi chodzi Blue, wyczuł bym cos takiego – szepnął.
-Zostańmy tu na razie, jestem zmęczona – powiedziałam.
-Tak rozbijmy obóz, ale nie palmy światła – powiedział Nico.
-Ile masz wody? – zapytałam. Chłopak zaczął szperać w swoim plecaku
-Dwie butelki po półtora litra oprócz tego trzy batoniki ambrozji i małą buteleczkę nektaru – powiedział.
-Musimy jutro co najwyżej za dwa dni znaleźć te wrota inaczej skończy nam się woda – powiedziałam kładąc śpiwór na ziemi obok śpiwora Nica.
Przez moją matkę zostałam obdarowana najróżniejszymi mocami magicznymi. Potrafiłam wzywać cienie, uzdrawiać. Sama potrafiłam zamieniać się w cienisty dym, było to trochę podobne do tego czym podróżuje Nico. Tak naprawdę Hades i Hekate mają dużo wspólnego. Mój wuj jest panem umarłych, cieni, ciemności. Moja matka włada cieniami, ciemnością, każdym rodzajem magii. Nie wiem czemu śmiertelnicy uważają ją za miłą i pomocna boginię moja matka to suka i tyle.
Położyłam się na swoim posłaniu i westchnęłam. Musimy znaleźć te wrota jak najszybciej inaczej wszyscy umrzemy z pragnienia.
-Dobranoc Blue – usłyszałam głos Nica z za pleców.

-Dobranoc di Angelo – powiedziałam. Po chwili usłyszałam cichy śmiech ze strony chłopaka. No tak znowu powiedziałam do niego po nazwisku. „Słodkich snów Nico” – pomyślałam i z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy by po chwili pogrążyć się w zdradzieckiej krainie Morfeusza.

----------------------------------------------------------
-Cicho siedź dodasz to jutro niech poczekają.
-Ale ja napisałam to dzisiaj, chcę im zrobić niespodziankę.
-Nie siedź cicho jutro jak wrócisz z Warszawy
-Nie ty tu decydujesz.
-Właśnie, że ja.
-Zamknij się miały być dwa komentarze, a były trzy, więc mogę wstawić rozdział dzień wcześniej w nagrodę.
-Ale...
-Żadne, ale zamknij się i siedź cicho głosie w mojej głowie.



A więc jak widzicie po długiej kłótni postanowiłam wstawić dzień wcześniej :D
Cieszycie się? Bo ja tak.
Dziękuję za wasze komentarze :D Jestem bardzo zadowolona że ktoś to czyta.
Rozdział jako taki może być.

dobra teraz poważniejsze sprawy. Jak wiecie zaczął się rok 2015. Niedługo kończą się ferie świąteczne i zaczyna się drugi semestr. W związku z tym że chodzę do trzeciej gimnazjum i w tym roku mam egzaminy potrzebuję poświęcać więcej czasu na naukę. Czyli od 1 lutego (bo w tedy kończą mi się ferie zimowe) do 1 maja rozdział będą pojawiać się co DWA TYGODNIE W WEEKENDY. Nie będę dodawała rozdziałów w środku tygodnia. No wiecie chcę żeby było tak weekendowo, żeby mieć co czytać w sobotę i niedzielę.

Myślę, ze na ta chwilę to wszystko co mam do powiedzenia....

Nie jeszcze jedno jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach podajcie swojego Twittera, Facebooka, albo Aska co tam chcecie. Najlepiej było by jednak, żebyście dodali blog do Obserwowanych na blogspocie.

Dobra to już na sto procent koniec. Do przeczytania za tydzień w sobotę.

Tym razem podnoszę próg komentarzowy XD

TRZY KOMENTARZE = ROZDZIAŁ W TERMINIE 

5 komentarzy:

  1. Pierwsza ^^
    Świetny. Też jestem w trzeciej gimnazjum i znam twój ból. Mam ferie w pierwszym terminie, jak ty chyba.
    Świetny rozdział, jeszcze raz. Nico, mój braciszku ^^
    Nigdy nie lubiłam Annabeth ;)
    Weny życzę i Szczęśliwego Nowego Roku ;)
    Też piszę, ale na razie nie mam żadnego bloga

    OdpowiedzUsuń
  2. Powróciłam *cykanie świerszczy* ! Wiem, że nikogo to nie obchodzi bla bla bla... Rozdział super. Mamy plus, Nico został darmowym GPS-em xD. Nie mam weny do pisania komentarzy :( Pozdrawiam życzę weny itp. Dużo Nico... Julie di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy next ? Ps. Są 3 komentarze

    OdpowiedzUsuń
  4. Suuuuper, jesteś świetna w scenach batalistycznych.
    Tylkooo...hmm, zaczynam czytać i tu takie O.o szybko przeskoczyłaś z akcją. (Taki ze mnie nie ogar hah :P )
    *ZNOWU czwarta*

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?