Radio Hefajstosa

sobota, 20 grudnia 2014

III

*Blue*
                Obudziłam się wczesnym rankiem. Słońce dopiero co wschodziło nad zatoką Long Island. Rozejrzałam się do koła. Było słuchać szum fal oraz lekkie pochrapywanie mojego brata z sąsiedniej pryczy. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Podeszłam do komody i wzięłam z niej dresy, ciepłą bluzę i koszulkę na ramiączka z logiem obozu herosów. Chociaż była zima w obozie nie było widać żeby ta pora roku w ogóle istniała. Oczywiście wczoraj rano jeszcze widziałam gdzie nie gdzie leżące, już ostatnie kupki śniegu tu i ówdzie, ale dzisiaj nie było już po nich ani śladu. Poszłam do łazienki, żeby przebrać się w mój strój do ćwiczeń. Gdy byłam już gotowa do porannego biegania założyłam jeszcze swój pierścionek, który dostałam od Hefajstosa i wyszłam na dwór.
                Zrobiłam  sobie krótka rozgrzewkę przed domkiem, już po chwili zaczęło mi się robić ciepło wiec rozpięłam bluzę. Postanowiłam, że pobiegnę przez plażę do lasu, a potem pójdę na arenę postrzelać z łuku, bo wątpię, że o tej porze znajdę już kogoś do treningu szermierki.
                Gdy dobiegłam do plaży odechciało mi się dalszego biegu. Usiadłam na piasku i patrzyłam na tafle falującej wody. Jestem ciekawa co bym teraz robiła gdybym nie została wygnana. Uniosłam rękę i zatoczyłam nią koło w powietrzu. Z wody podniosła się mała kula wody, kazałam jej podpłynąć do siebie. Była piękna, mokra i przeźroczysta. Zauważyłam w niej jakąś twarz, ale nie mogłam dojrzeć czyją.
                -Co robisz tu sama tak wcześnie – podskoczyłam na dźwięk głosu, który dobiegał gdzieś z za moich pleców. Kula wody spadła na piach i roztrzaskała się tworząc mokrą plamę. Odwróciłam się, za mną stał Nico.
                -Byłam pobiegać, a teraz miałam zamiar iść na arenę poćwiczyć – powiedziałam.
                -Widziałem, że dopiero tu przyszłaś – mruknął chłopak – wiem, że nie przepadasz za mną i moim towarzystwem. Jestem synem Hadesa i jestem przyzwyczajony do samotności.
                Miałam ochotę iść i się utopić. Nico wzbudził we mnie poczucie winy. Rzeczywiście nie lubiłam go zbytnio, ale nie zasługiwał na odtrącenie.
                -Siadaj – nakazałam chłopakowi, on tylko spojrzał się na mnie zdziwiony, ale wykonał moje polecenie.
                Teraz miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć . Nico był ubrany w czarne spodnie i czarna koszulkę z logiem zespołu AC/DC. Miał czarne trochę przydługie włosy, bladą cerę i piękne czarne oczy. Można by nawet powiedzieć, że chłopak był przystojny. „Bo był…”.
                -Cześć jestem Blu, jestem córka Posejdona – zaczęłam pierwsza wyciągając do niego rękę. Chłopak popatrzył się na mnie ze zdziwieniem, ale chyba zrozumiał moją aluzję.
                -Hej, jestem Nico di Angelo mam szesnaście lat i moim ojcem jest Hades – powiedział i uścisnął mi dłoń.
                -Jesteś ode mnie młodszy? Dała bym głowę, że masz osiemnaście lat tak jak mój brat – powiedziałam.
                -Tak naprawdę to urodziłem się przed II wojną światową, ale prawie 70 lat byłem zamknięty w kasynie Lotos z wymazanymi wspomnieniami – westchnął.
                -O kurcze masz 86 lat. Nieźle.
                -Mówiłaś coś, o treningu na arenie? – zapytał.
                -Tak, mówiłam. I chciała bym żebyś poszedł ze mną – uśmiechnęłam się do niego co chłopak odwzajemnił i zaczął podnosić się z ziemi. Zrobiłam to samo i już po chwili szliśmy w stronę areny.

*Nico*
                Co ty robisz idioto?! – Wrzeszczałem w myślach sam na siebie. Byłem zły. Czemu w ogóle jej to powiedziałem? Nie lubiła mnie i to z wzajemnością. Z nią jest coś nie tak. Najpierw Hades karze mi dać jej list, a teraz w tej kuli wody, która podniosła z zatoki widać było cienie. Przerażające cienie. Percy czegoś takiego nie potrafi. Poza tym cuchnęło od niej śmiercią i podziemiem.
                Bądź miły Nico, chcemy się dowiedzieć wszystkiego na jej temat. – znowu ten nieznośny głos w mojej głowie.
                Szliśmy na tą arenę w ciszy. Chyba Percy nie powiedział jej, że czeka tam rozbrykany, udomowiony, piekielny ogar. W sumie to chyba jedyne stworzenie na tej ziemi, które nie patrzy na mnie z pogardą w oczach.
                Nawet się nie zorientowałem gdy dostałem w brzuch rękojeścią miecza.
                -Orientuj się di Angelo! – usłyszałem śmiech Blue. Wyjąłem swój miecz i przeniosłem się natychmiastowo cieniem za jej plecy, ale ona była przygotowana na atak z mojej strony, bo zamiast miecza w jej rękach był łuk ze strzałą na cięciwie, którą posłała w moją stronę. Zdążyłem odbić ją mieczem. Ruszyłem w jej stronę. Łuk Blue powrotem zmienił się w miecz. Dziewczyna posłała w moją stronę kulę wody, która trafiła mnie w tors. Przez chwilę straciłem orientacje, ale szybko się opamiętałem i ruszyłem w jej stronę. Skrzyżowaliśmy miecze. Zrobiłem szybki ruch klingą i wyrzuciłem w powietrze jej broń.
                -Wygrałem – powiedziałem z mieczem przy jej szyi.
                -Remis – powiedziała, a ja zauważyłem, że w ręku trzyma sztylet z morskich pereł przyciśnięty do mojej klatki piersiowej. Niezła jest.
                -Remis – przytaknąłem.
                -Niezły jesteś w szermierce – pochwaliła mnie Blue.
                -Ty też nie jesteś najgorsza.
                Usłyszeliśmy dźwięk konchy dobiegający z jadalni. Popatrzyliśmy na siebie i z uśmiechami na ustach pobiegliśmy na śniadanie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jestem strasznie głodny. Blue była szybka, nie potrafiłem za nią nadążyć przez co używałem cienia, by się przemieszczać.
                -Jesteś za wolny di Angelo ! – krzyknęła w moją stronę dziewczyna.
                -W cale nie – oburzyłem się.
                Doszliśmy do jadalni ciągle się śmiejąc. Wszyscy patrzyli na nas, a w szczególności na mnie. Tak Nico di Angelo śmieje się, jakie to dziwne bla, bla, bla. Usiadłem przy swoim stoliku i zamówiłem tosty i colę. Po śniadaniu przeniosłem się cieniem do domku numer trzynaście i od razu wskoczyłem pod prysznic. Po porannej walce byłem spocony i brudny.
                Po skończonej kąpieli ubrałem się w czarne dresy. Nie miałem ochoty dzisiaj niczego robić, ale mój błogi spokój przerwało pukanie do drzwi. Podniosłem się leniwie z łóżka, na które zdążyłem się położyć przed chwilą. Otworzyłem drzwi.
                -Hej Nico! – usłyszałem damski głos, a po chwili trzymałem w ramionach moja przyrodnią siostrę Hazel.
                -Cześć Hazel, jak ja cię dawno nie widziałem – powiedziałem przytulając dziewczynę.
                -Nie chcę ci nic mówić, ale mógł byś się ubrać – zaśmiała się.
                -Um. Jasne – spanikowany pobiegłem do szafki i wyciągnąłem z niej jakąś koszulkę. – A więc co cię tu sprowadza?
                -Co już nie mogę odwiedzić swojej rodziny? – zapytała mierzwiąc mi włosy – wydoroślałeś Nico. Ostatni raz gdy cię widziałam byłeś chuderlawym nastolatkiem, a teraz prawie cię nie poznałam. Dobra wracając do tego po co tu przyjechałam to tak naprawdę nie wiem. Chejron wezwał mnie, Franka, Jasona i Reyne.
                -Dziwne. Tak w ogóle to miałem się wybrać do obozu Jupiter za jakieś trzy dni, ale jak już ty jesteś…
                -Dobra my tu gadu, gadu a chciała bym jeszcze przywitać się z Percym, Leonem i Piper – powiedziała dziewczyna – Idziesz?
                -Idę.
                Chodziliśmy po obozie szukając Pecyego. Zauważyłem jego Annabeth, Leona i Blue nad jeziorem. Percy obejmował Ann od tyłu trzymając swoją głowę w zagłębieniu jej szui. Zazdrościłem jej. Mogła być z chłopakiem, którego ja pragnąłem od dawna.
                -Hej Hazel! – usłyszałem jak Leo drze się w naszą stronę i macha ręką żebyśmy tu podeszli.
                -Hej Leo! – Hazel odmachała mu.
                -Hej jestem Blue. – dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę Hazel.
                -Hazel. Jesteś tu nowa? – zapytała.
                -Tak jestem siostra Percyego – odpowiedziała.
                -Percy nie wspominałeś, że masz siostrę – oburzyła się Haz.
                -Sam nie wiedziałem, aż do wczoraj – wzruszył ramionami chłopak.
               
                Wieczorem na cześć delegacji z obozu Jupiter zostało zorganizowane ognisko powitalne. Blue siedziała z Percym, Jasonem, Leonem, Ann, Haz, Frankiem i Piper przy jednym stoliku. Śmiali się w najlepsze, gdy ja szwendałem się jak cień  po obozie. Rozmyślałem nad tym co mnie nurtowało od kąt Blue pojawiła się w obozie. Ona jest dziwna i na pewno ma jakiś sekret. A ja się dowiem o to jest.
                Nagle usłyszałem piski  przerażenia przy ognisku. Natychmiast tam pobiegłem. Gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem Blue unoszącą się w powietrzu.
                -Witam młodzi Herosi – powiedziała dziewczyna strasznie skrzeczącym głosem. To nie był dźwięk należący do niej – myśleliście że pokonanie mnie zeszłego lata to był koniec? Mylicie się. Ja nadal żyję i planuje dla was coś specjalnego. Uważajcie przedstawienie się zaczyna.
                To powiedziawszy Blue runęła w duł. W odruchu przeniosłem się cieniem i złapałem ją w locie.
                -Nic ci nie jest? – zapytałem.
                -Nie, ale to było straszne – powiedziała i wtuliła się w mój tors. Wzdrygnąłem się, ale nie odsunąłem jej od siebie.
                -Herosi! – zagrzmiał głos Chejrona – Wszyscy rozejść się do domków. Nico zanieś Blue do szpitala, a grupowi za mną. Zwołuje naradę, na którą zapraszam również gości z obozu Jupiter.
                -Przepraszam – wyszeptała Blue.
                -Za co? – zapytałem zaskoczony.
                -Za Gaję ona obiecała… - dziewczyna nie dokończyła. Zemdlała pobiegłem z nią szybko do szpitala, gdzie zostawiłem ją pod opieką Willa syna Apolla, który kazał mi natychmiast wyjść z Sali.

                O co do cholery chodziło Blue. Co Gaja obiecała? Muszę się jak najszybciej tego dowiedzieć.

--------------------------------------------

Witam! Jak już pewnie zdążyliście zauważyć nasz Nico nie jest tym bidnym zamkniętym w sobie dzieciakiem z książki Pana Riordana.
Ten Nico to moje własne wyobrażenie jego osoby. 
A więc dodaje rozdział i to przed czasem. 

Teraz pytania do was.
Jak tam idą przygotowania do świąt choinka ubrana, pierniczki upieczone?
Tak? To dobrze.

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.
Do zobaczenia, a raczej do przeczytania w wigilie gdzie przybędę do was ze świątecznym One Shotem.


1 komentarz:

  1. Twoje opowiadania są dla mnie jak narkotyk,powodzenia i oby tak dalej niemożliwy Anonimek

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?