Nad Nowym Jorkiem zachodziło już zimowe słońce. Ostatnie
przebłyski światła słonecznego przebijały się przez chmury śniegowe z których
od dobrej godziny spadały białe płatki śniegu. Byłem sam, kąp letnie sam. Na
dodatek dzisiaj był dwudziesty czwarty grudnia czyli wigilia Bożego Narodzenia.
Z reguły ludzie w święta nie powinni zostawać sami, ale ja nie trzymałem się
reguł. Podobno nawet Herosi obchodzili te święta, wyjeżdżając do rodzin na
przerwę zimową. Ale ja dawno przestałem być herosem. Każde znaczenie tego słowa
straciło dla mnie sens po Jego śmierci.
Percy
Jackson nie żył już od dobrych sześćdziesięciu lat. Pamiętam ten dzień jak by
to było wczoraj. Gdy tylko Annabeth wyszła z Tartaru, nie widziałem już z nią
Percyego. Dziewczyna była zapłakana. Wiedziałem, ze stało się coś złego podczas
jej podróży. Miałem nadzieję, że mój ukochany w końcu stamtąd wyjdzie, nie
myliłem się. Kamień spadł mi z serca. Oddałem się w wir walki. Kątem oka obserwowałem
jak Percy szeptał coś na ucho do Annabeth. Dziewczyna płakała. Syn Posejdona jej
coś żywo tłumaczył, ale ona wpadła w histerię. Percy chciał iść, ale ona nie
chciała go puścić. Nie wiem co się działo, ale miałem złe przeczucia. Syn
Posejdona wyjął Orkana i ruszył w stronę wrót śmierci, wszedł powrotem do
Tartaru. Wiedziałem co się dzieję, nie mogłem w to uwierzyć. Percy stanął sam
przeciwko setce potworów wypływających z wrót. Annabeth krzyczała do niego
przez łzy, żeby wracał. Wszystko docierało do mnie w zwolnionym tępię. Na szczęście
opamiętałem się i ruszyłem, żeby mu pomóc, ale było za późno. Wrota zamknęły
się. Ostatnie co za nimi zobaczyłem był Percy walczący jak lew z wielkim
olbrzymem. Po chwili poczułem, że mój Percy umarł.
Upadłem
na kolana zanosząc się szlochem. Waliłem pięściami w podłoże, obok mnie
wirowały przerażające cienie wyłaniające się z ziemi. Mój cały gniew wylał się
w postaci cienistych żołnierzy zabijając potwory, które zostały po tej stronie
wrót. Przyjaciele patrzyli na mnie z przerażeniem. Nikt nie wiedział co się mi
stało. Nikt oprócz Jasona. Gdy cały gniew ze mnie uszedł, a potwory zostały
zabite. Upadłem na ziemie ciężko dysząc i dławiąc się łzami. Wszyscy podbiegli
do Annabeth, jedynie przy mnie został Jason. Mówił, że mam się uspokoić, ale ja
nie mogłem. Czułem się bezradny. Moje serce pękło na pół, a jedną połówkę
pochłoną na zawsze Tartar.
-Nico,
uspokój się proszę. To jeszcze nie koniec – szeptał Jason.
-Nic
nie rozumiesz! Ja go kochałem! Nie miałem odwagi mu tego powiedzieć, a teraz
wszystko stracone. To moja wina, gdybym zareagował trochę wcześniej on nadal by
żył! – krzyczałem na Jasona, ale wszyscy to słyszeli. Nie obchodziło mnie to.
Jedyny sens mojego życia umarł. Tylko Percy
nie patrzył na mnie z pogardą i to on walczył o moją przyjaźń, gdy ja
chciałem go zabić. Życzyłem mu śmierci. To wszystko przeze mnie. Poczułem na
ramieniu czyjąś dłoń. Obróciłem się. To była Annabeth. Dziewczyna zrobiła coś
czego się nie spodziewałem. Mocno mnie obięła.
-Percy
– mówiła ledwie słyszalnie – Też cię kochał. Gdy poprosił mnie o chodzenie był
rozdarty między tobą, a mną Nico. - Byłem przerażony tym co usłyszałem. – On czekał,
aż ty zrobisz pierwszy krok. Jego ostatnie słowa przed pójściem… Przed
uratowaniem nas były skierowane nie do mnie, lecz do ciebie. Kazał cię
przeprosić i powiedzieć, że umarł byś ty mógł żyć i pokonać Gaję.
To
przeważyło szalę rozpłakałem się jak małe dziecko. Byłem wtulony w Annabeth,
która też płakała. Każdy płakał. Zgromadziliśmy się w grupowym uścisku.
Staliśmy tak przez kilka minut w ciszy, szlochając po stracie przyjaciela i…
Ukochanego.
-Musimy
doprowadzić tą misję do końca – powiedziałem w końcu – musimy wygrać tą wojnę
dla Percyego.
Wygraliśmy.
Kilka dni później Gaja została pokonana, a obozy Herosów i Jupiter zjednoczyły
się. Po wszystkim odbyła się ceremonia pogrzebowa Percyego i Leona, który też
poświęcił życie w imię wygranej. Przyszło na nią mnóstwo osób w tym Bogowie.
Każdy, był ubrany w strój pogrzebowy. Wszędzie było słychać płacz, każdy
wylewał łzy nawet Bogowie płakali. Każdy
oprócz mnie. Ja z powrotem zamknąłem się w sobie. Nie chciałem z nikim
rozmawiać, nawet z Jasonem. Gdy Ja, Annabeth, Jason i Piper szliśmy przez obóz niosąc całuny Percyego i Leona, każdy
nawet bogowie kłaniali się przed nimi. Oddawali w ten sposób hołd poległym
herosom. Nie, już nie herosom, bohaterom. Spaliliśmy ich całuny w milczeniu,
ale po chwili głos zabrał Chejron.
-Drodzy
Bogowie, Herosi, Satyrowie, Nimfy i inni goście – tu wskazał głową na mamę i
ojczyma Percyego, którym w ramach wyjątku pozwolono wejść dziś na teren obozu.
– Pożegnaliśmy dzisiaj dwóch wspaniałych herosów, którzy oddali życie żeby
uratować miliony. Dzięki Percyemu Jacksonowi, Leonowi Valdezowi i innymi
poległym półbogom z obydwu obozach możemy cieszyć się dziś wolnością. Nie
pozwólmy jednak, żeby ich ofiary poszły na marne i brońmy porządku naszego
świata. Niech ich ofiara będzie przykładem poświęcenia, odwagi i miłości…
Przepraszam, ja nie mogę.
Chejron
nie dokończył swojej przemowy. Nikt nie był mu za to za złe. Kochał Percyego
jak własnego syna.
Żałoba
po wszystkich poległych na tej wojnie trwała rok. Potem wszystko trafiło do
normalności. W obozie przybyło Herosów. Wszyscy starali się żyć normalnie. Wszyscy
oprócz mnie. Stopniowo traciłem moce. Coraz trudniej było mi przemieszczać się
cieniem, wyczuwać śmierć, czy przywoływać zmarłych. W końcu w wieku dwudziestu
lat utraciłem je wszystkie. Odszedłem z obozu i starałem się żyć w świecie
śmiertelników, nigdy w nikim się nie zakochałem. Pyłem sam. Jason proponował mi
przeniesienie się do Nowego Rzymu, ale ja odmówiłem. Straciłem kontakt ze
wszystkimi moimi przyjaciółmi. Gdy skończyłem sześćdziesiąt lat postanowiłem,
że zamieszkam w domu spokojnej starości na Manchatanie i tam przeżyje resztę
swojego życia.
Teraz siedzę w starym bujanym
fotelu przyglądając się płatkom śniegu wirujących za oknem wspominając stare
czasy. Słyszałem śpiew kolęd z pobliskiego kościoła. Ludzie spieszyli się, by
zdążyć ze wszystkim na czas. Po moim policzku spłynęła łza, otarłem ją wierzchem
dłoni, ale to nie była dłoń, którą dobrze znałem. Ta nie była stara,
pomarszczona. Zerwałem się z krzesła, ale zamiast iść ni z tego ni z owego do
lustra przeniosłem się cieniem.
-Co
jest? – patrzyłem zszokowany w moje lustrzane odbicie. Nie byłem to stary ja.
To byłem dawny młody Ja z czarnymi oczami, czarną niesforną czuprynę z mieczem
ze styglijskiego żelaza przywieszonym z boku. A najlepsze było to, że nie
znajdowałem się w domu starości, tylko byłem w domku numer trzynaście w Obozie
Herosów.
-Wesołych
Świąt Nico – usłyszałem głos. Odwróciłem się za siebie. Na łóżku siedział
Percy. Mój kochany Percy z tym swoim bezczelnym uśmiechem na ustach.
-Czy to
prawda? Percy jesteś prawdziwy? – pytałem.
-Tak
Nico jestem tu, ale nie mam zbyt wiele czasu – powiedział syn Posejdona –
Przyszedłem, żeby cię przeprosić. Nie byłem dla ciebie dość dobry. To ja
powinienem zrobić pierwszy krok, nie powinienem dopuścić do tego że umarłem, a
ty nie poznałeś moich prawdziwych uczuć do ciebie. Po mojej śmierci w Tartarze
powinienem się odezwać. Wiem, że przez te wszystkie lata próbowałeś się ze mną
skontaktować. Przepraszam cię…
-Och
zamknij się Jackson – powiedziałem. Podszedłem do chłopaka i przyciągnąłem go
do siebie całując. Chłopak miał miękkie, ciepłe usta, które smakowały solą. Po
chwili Percy pogłębił pocałunek. Byłem cholernie, ale to cholernie szczęśliwy.
Byłem tylko ja i on. Cały świat zniknął. Zaczęło nam brakować tchu. Odsunęliśmy
się od siebie, ale chłopak wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Było nam
dobrze. Tak cholernie mocno go kochałem przez te wszystkie lata, a teraz w
końcu mogłem poczuć smak jego warg i ciepło jego ciała.
-Nico,
mam coś dla ciebie – powiedział chłopak delikatnie mnie od siebie odsuwając.
Percy wyjął małe pudełko, które mi podał – Wesołych świąt mój kochany Nico.
-Ale ja
nie mam nic dla ciebie – oburzyłem się.
-Masz.
– powiedział chłopak i ponownie mnie pocałował. Ten pocałunek był bardziej
namiętny niż poprzedni. – To jest najlepszy prezent jaki kiedykolwiek mogłeś mi
dać. – powiedział opierając swoje czoło o moje. – Niestety nie mamy już czasu.
Muszę iść Nico, ale niedługo znów się zobaczymy. Obiecuję – chłopak pocałował
mnie ostatni raz i zniknął.
Obudziłem
się raptownie. Sen. To był tylko sen. Podniosłem się z fotela, a z moich kolan
spadła mała paczuszka owinięta w czerwony papier i zawiązana zieloną wstążką.
Prezent od Percyego. Odpakowałem go szybko z rosnącą ekscytacją. Ze środka
wypadł list i mały gwizdek.
Drogi
Nico
Jeżeli
to czytasz, to znaczy że dzisiaj jest dwudziesty czwarty
grudnia. Boże Narodzenie to magiczny
czas w którym spełniają się nasze najskrytsze
marzenia. Chociaż
nie jest to święto
Herosów to i tak lubię to święto.
Mam nadzieję że
miewasz się dobrze. Bardzo mi ciebie
brakuję tu w Elizjum. Nam wszystkim.
Tak do mnie i do Leona w Elizjum dołączyli
już wszyscy nasi przyjaciele. Brakuje nam
tylko jednej osoby. Ciebie Nico. I pewnie ucieszysz się
na wieść, ze Bianka też tu jest i razem ze mną czeka na ciebie.
Kocham cię
i mam nadzieję, że
zobaczmy się jak najszybciej.
Jak na razie życzę
ci Wesołych Świąt
Nico i mam nadzieję, że nie podejmiesz zbyt
pochopnej decyzji w związku z tym gwizdkiem który dołączam do listu. Ten
gwizdek dał m Tantos. Nie chciałem
byś z niego korzystał,
bo wiem, że to jeszcze nie twój czas.
Nie zmuszam cię do niczego, ale ten
gwizdek jak mówi Tantos daję ci śmierć.
Nie używaj go do póki nie będziesz
gotowy i nie rozważysz wszystkich za i przeciw. Ja na ciebie poczekam Nico, nie ważne
jak długo.
Moja miłość
jest wieczna. Kocham cię.
Twój Percy i Leo
Zaśmiałem
się widząc dopisek Leona.
Chciałem tego tak
mocno. Chciałem znów go zobaczyć i poczuć smak jego ust, ale czy byłem gotowy?
Tak.
Podniosłem gwizdek i przyjrzałem
się mu dokładnie był wykonany z niebiańskiego spiżu z małymi zdobieniami w
postaci winorośli. Zacisnąłem go w pięści jak by to był najcenniejszy skarb na
świecie.
-Wesołych Świąt Percy. Jestem
gotowy, by się z Tobą zobaczyć – to mówiąc przycisnąłem gwizdek do ust i
za dmuchałem. Po pokoju poniósł się czysty, melodyjny dźwięk. Czekałem już
tylko, aż śmierć połączy mnie i Percyego już na zawsze – Kocham cię. –
powiedziałem i z uśmiechem na ustach zamknąłem oczy.
To były moje najlepsze Święta
Bożego Narodzenia.
--------------------------------------------------
Szczerze to
jak ja to pisałam to płakałam. Rany taki smutny świąteczny One Shot. Myślę, że
jest w miarę dobry. Nie za krótki, nie za długi trochę smutny, ale i wesoły bo
w końcu Percy i Nico są już na zawsze razem szczęśliwi razem w Elizjum prawda?
Okej dzisiaj dwudziesty czwarty
grudnia. Święta Bożego Narodzenia to magiczny czas gdzie nasze marzenia się
spełniają i możemy być wszyscy razem z rodziną. W ten dzień nie liczy się kto
ile zarabia albo jak dobrze się uczy. W te święta najważniejsze jest
odbudowanie naszych relacji z rodziną i przyjaciółmi.
Moi drodzy Herosi, a przede
wszystkim czytelnicy. Chciała bym złożyć wam najszczersze życzenia z okazji
tych Świąt. Dużo miłości, siły by stawić czoła problemom które nas przerastają.
Życzę wam też żeby wasze wszystkie marzenia spełniły się w nadchodzącym roku.
Najważniejsze jednak w tych wszystkich życzeniach jest to żebyście byli
szczęśliwi w nadchodzącym nowym roku.
Bym zapomniała o najważniejszym
macie pozdrowienia od Percyego, Nica, Annabeth, Leona, Piper, Jasona, Hazel,
Franka nasi ukochani bohaterowie życzą wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :)
RANY.
OdpowiedzUsuńRYCZĘ.
JAK.
MOGŁAŚ.
W.
ŚWIĘTA.
SIĘ.
NIE.
PŁACZE.
Piszesz tak cholernie wspaniale! Do tego umarł Leo... dobra, nie. To było tak smutne, ale piękne. Kocham takie opowiadania, a Ty po nim trafiasz na pierwsze miejsce. To jest one-shot, który mogłabym czytać codziennie przed snem. One-shot, który jest tak niesamowicie cudowny, że wywiesiłabym go nad łóżkiem, by codziennie na niego patrzeć.
Ale powiedz mi... dlaczego...? Dlaczego na święta coś tak smutnego...?
Trudno mi mieć do Ciebie za niego pretensji (z powodu tego smutnego tematu jaki poruszyłaś), bo jest... piękny.
Nie widziałam, żadnych błędów, ale nawet gdyby były... kogo to obchodzi...?
To jest... niesamowite.
Nie wiem co dalej napisać, po prostu... zabrakło mi słów.
meysh-opowiadan-ksiega.blogspot.com
Czemu? Czemu przez ciebie płaczę? To było świetne. Błędy zauważyłam, ale olałam je, ponieważ miałam łzy w oczach ^^ Więcej takich one-shotów. Wspaniałe ;)
OdpowiedzUsuń