Radio Hefajstosa

czwartek, 4 grudnia 2014

I

*Nico*
„Nienawidzę cię! Chciałbym żebyś umarł!”
Obudziłem się gwałtownie siadając na łóżku. Walnąłem się przy okazji czołem w półkę którąś jakiś debil zamontował akurat nad oparciem łóżka.  Przez chwile nie wiedziałem gdzie jestem i co się dzieję. Rozejrzałem się do koła. Byłem tam gdzie wczoraj wieczorem się położyłem, domek numer 13 obóz Herosów, Long Island.  Podniosłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Odkręciłem wodę w prysznicu i wszedłem pod gorący strumień.
Od kilku dni miałem ten sam dziwny sen, ale jak próbowałem sobie przypomnieć szczegóły, coraz bardziej zapominałem co w nim było. Logika herosów jest popaprana.
Zakręciłem kran i wyszedłem z pod prysznica, owinąłem w okuł bioder biały ręcznik, po czym wyszedłem z łazienki. Mieszkałem w domku Hadesa sam. Moja rodzona siostra Bianca zginęła na swojej pierwszej misji zaraz po dołączeniu do Łowczyń Artemidy. Mam też przyrodnią siostrę której ojcem jest Pluton, rzymski odpowiednik Hadesa. Hazel mieszka w obozie Jupiter z innymi potomkami rzymskich bogów. Od kąt ostatni raz ją widziałem minęło pół roku. Szczerze to jedyna osoba na tym świecie, oprócz Bianki za którą tęsknię.
Ubrałem się w moje ukochane czarne rurki, czarną koszulkę i kurtkę lotniczą, która mam od kąt pamiętam. Wyszedłem z domku trzaskając drzwiami a po chwili na moich czarnych włosach wylądowała wielka czapa śniegu, która zsunęła się z dachu. Zaraz potem usłyszałem śmiech. Nie powiem z boku musiało wyglądać to komicznie, ale mi dzisiaj do śmiechu nie było.
-Ha, ha, ha.- mruknąłem wytrzepując śnieg z włosów.
-Oj stary daj spokój, jutro zaczynają się ferie zimowe trzeba to uczcić.- usłyszałem głos Percyiego Jacksona. Ten chłopak był kiedyś moim obiektem westchnień. Tak jestem biseksualny. I co z tego?
-Beze mnie…
-Oj Nico przestań być taki mroczny i zabaw się choć raz. Dzieci Hefajstosa przygotowują coś specjalnego na dzisiejszy wieczór.- powiedział chłopak
Machnąłem na to ręką i skierowałem się na śniadanie. Przy stoliku Hadesa też siedziałem sam. Obozowa tradycja nie pozwalała komuś z innego domku siedząc przy stoliku innego bóstwa. Poprosiłem o naleśniki i sok pomarańczowy, ale zbytnio nie miałem ochoty nic jeść. Dłubałem widelcem w swoim talerzu i myślałem co by tu dzisiaj robić, gdy nagle usłyszałem głos, którego jak na razie wolał bym nie słyszeć.
-Stary co jest? Od zimowego przesilenia, jesteś jakiś…. Bardziej zamknięty w sobie niż zawsze.- powiedział Percy przysiadając się do mnie.
-Nie ważne, po prostu czuję, że tu nie pasuje syn Hadesa i w ogóle… - powiedziałem.- Nie pasuje tu.
-Nico ile można razy przerabiać to samo? Ludzie z obozu cię lubią i mają do ciebie respekt. Prawie poświeciłeś własne życie żeby dostarczyć Atene Partenons do obozu tak? Nie jesteś tu sam. A pamiętasz co mi powiedziałeś gdy udało nam się już pokonać Gaję?- zapytał.
-No tak, ale co to ma do rzeczy, że wyznałem ci prawdę o tym co do ciebie czułem?
-Byłeś w tedy szczęśliwy wiesz? Odważyłeś się w końcu powiedzieć mi to co czujesz i co czy odwróciłem się od ciebie po tym?
-No, nie…
-Właśnie, pamiętaj jak masz jakiś problem to przyjdź do mnie pomogę ci stary.- To mówiąc Percy odszedł i zostawił mnie samego bijącego się z myślami.
-Uwaga obozowicze! Za cztery godziny  rozpoczynamy bitwę o sztandar – usłyszałem głos Chejrona, naszego koordynatora zajęć obozu- wyczytam teraz listę drużyn. Niebiescy to: domek Posejdona, Ateny, Hefajstosa, Afrodyty, Hadesa…
Nie słuchałem go już, gdy wymieniał drużynę czerwonych. Przeniosłem się cieniem z powrotem do domku numer trzynaście skąd zabrałem swój miecz z stygijskiego żelaza. Następnie skierowałem się na arenę, żeby poćwiczyć.
Tak jestem zamkniętym w sobie dzieciakiem z dysleksją i ADHD. Nie lubię ludzi, chociaż często zastanawiam się czy Percy nie ma jednak racji. Przecież gdy pierwszy raz pojawiłem się w obozie byłem nieznośnym dzieckiem. Czemu teraz też nie może tak być? Chciał bym porozmawiać z Bianką, ale ona odrodziła się ponownie.
Na arenie nie było nikogo oprócz mnie i Leona Valdeza. Zagadać, czy nie zagadać, oto jest pytanie. Dobra Nico, raz się żyje.
-Hej Leo!- zawołałem, a chłopak odwrócił się do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
Leo Valdez jeden z siedmiorga wybranych, syn Hefajstosa. To on zbudował Argo II i to dzięki niemu powiodła się misja pokonania Gai. Lubiłem go, on też wydawał się lekko zagubiony w tym świecie jak ja. Jedyne co nas różniło było to, że Valdez jest wyluzowany i ma poczucie humoru, a ja jestem wiecznie zamkniętym w sobie idiotą.
-Syn Hadesa wystawił nos ze swojego domku.- powiedział z wielkim uśmiechem.
-Taa. – zacząłem żałować, że go zawołałem.- Słuchaj pójdziemy poćwiczyć, przed bitwą o sztandar?- zapytałem.
-Jasne.- odpowiedział Valdez.  Chwycił mnie za ramie a ja się wzdrygnąłem, ale Leo nie dawał za wygraną i zaciągnął mnie na arenę.

*Blue*

„Sabino Blue Clare skazuję cię za popełnione zbrodnie przeciwko Olimpowi na wygnanie do świata śmiertelników. Pozwalamy ci zatrzymać część swoich mocy, ale odbieramy ci nieśmiertelność. Rada zadecydowała, że pomagałaś młodym herosom z Argo II w wypełnieniu misji.  Choć twoja pomoc była dość nieudolna jednak miałaś dobre intencje. Twój Ojciec postanowił znaleźć ci rodzinę zastępczą w postaci matki swojego syna i twojego brata Perseusza Jacksona. Twoja nowa opiekunka Sally Jackson została powiadomiona o twoim pochodzeniu i o twoich czynach. Jeżeli w ciągu roku (od dnia rozpoczęcia nauki w obozie Półkrwi) nie uda ci się przekonać nas, że jesteś godna miana bogini Olimpu zostaniesz w świecie śmiertelników na zawsze.”
Spakowałam już ostatnie rzeczy z mojego domu na Olimpie. Miałam zostać dzisiaj przeniesiona do nowej rodziny. Nie żałuję tego że pomagając Gai. Broniłam Percyego. Nie powiedziałam radzie bogów o wszystkim. Nie wiedzą, że Gaja… z resztą nie ważne nie chcę już rozpamiętywać tych wydarzeń z przed ponad pół roku.  Przed wyjście włożyłam jeszcze  na palec pierścień, który zrobił dla mnie Hefajstos jeszcze przed werdyktem wydanym przez Zeusa o moim wygnaniu. Gdy się go zdjęło pierścień zamieniał się w długi miecz z niebiańskiego spiżu z jednej strony i z cesarskiego złota z drugiej strony w razie potrzeby mogę go też zamienić w łuk przez naciśnięcie czerwonego oczka. Byłam wdzięczna mojemu wujowi za ten dar. Hefajstos był jednym z tych bogów, którzy głosowali za moim uniewinnieniem.
-Sabina nie martw się, niedługo tu wrócisz, pokażesz Zeusowi, że miałaś racje.- odezwał się za mną głos mojego ojca Posejdona.
-Wierze w to ojcze, ale czuję też, że wydarzy się coś złego.- westchnęłam.
-Nie martw się Blue jesteś silna mądra, a przede wszystkim jesteś moją córką. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę nie ważne że jesteś upadłą Boginią i tak cię kocham.
-Dzięki tato.- powiedziałam, mała łza zakręciła mi się w oku.
- Dobrze a teraz chodź przedstawię cię twojej nowej rodzinie.- powiedział i podał mi rękę.
Szliśmy tak przez cały Olimp, aż do windy. Wiele bogów, nimf, najad i innych stworzeń przyglądało mi się z zaciekawieniem. Jestem pierwszą boginią od kąt na tronie zasiadł Zeus, która została wygnana.  Zjechaliśmy na sam duł. Rozejrzałam się dokoła. Nowy Jork jest wielki nie wiem jak się tu odnajdę. Dobrze, że jutro dostanę namiastkę domu w postaci Obozu Herosów. Posejdon zamówił taksówkę, która zawiozła nas pod moje tymczasowe miejsce pobytu.
-Ja nie mogę tam iść.- powiedział Posejdon, gdy staliśmy już pod drzwiami.- Sally wie, że się zjawisz, ale Percy nie został o tym powiadomiony. Jest teraz na obozie herosów, ty też jutro tam wyjedziesz. Chejron został o tym powiadomiony, ale jak na razie idź i przedstaw się.- powiedział i przytulił mnie.- Blue niech to, że jesteś upadłą boginią zostanie w tajemnicy.
-Dobrze ojcze, będę tęsknić za tobą… I matką rzecz jasna.- powiedziałam i odwzajemniłam uścisk.
-Pamiętaj o tym, że zawszę ci pomogę.- powiedział i wsiadł z powrotem do taksówki. Stałam tak jeszcze chwilę przed domem i patrzyłam jak pojazd znika za rogiem. Zapukałam. Otworzyła mi kobieta w średnim wieku, ale bardzo młodych i roześmianych oczach.
-Oh witaj Blue.- Blue to moje drugie imię, wolałam się posługiwać imieniem które przypominało mi, ze jestem córka Posejdona. Nie przepadam zbyt za matką, którą jest Hekate. Gdy tylko mówiłam komuś, że moją matką jest bogini magii, cieni i ciemności bali się mnie. Wolałam więc zatrzymać niektóre informacje dla siebie.
-Dzień dobry pani Jackson. – odezwałam się.
-Jaka pani? Mów mi Sally.- uśmiechnęła się do mnie i wprowadziła mnie do domu.
-Dobrze pro… Sally.- kobieta zaprowadziła mnie do pokoju w którym miałam spędzić dzisiejszą noc. Dała bym głowę, że to pokój Percyego. Strasznie było czuć tu męskimi perfumami i solą morską.
-Na razie musisz się zadowolić pokojem swojego brata.- powiedziała pani Jackson.- Dopiero wczoraj dowiedziałam się, że przyjeżdżasz i nie zdążyłam przy…
-Naprawdę jest dobrze.- powiedziałam.- I tak jestem tu tylko na jedną noc.
-Oh, jesteś może głodna? Zaraz zrobię ci coś do jedzenia.- powiedziała Sally i wyszła z pokoju.
Super. Chyba mnie nie polubiła. Brawo Blue zaczynamy nowe życie od zniechęcenia do siebie matki swojego przyrodniego brata.
*******
Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Chciała bym już być w obozie. Nie rozumiem, dlaczego nie mogłam pojechać tam wczoraj. Podniosłam się z łóżka i pościeliłam je. Rozejrzałam się jeszcze po pokoju. Na komodzie stała ramka ze zdjęciem. Wzięłam fotografie do ręki i przyjrzałam się jej bliżej. Obrazek przedstawiał ośmioro półbogów. Na pierwszy plan wysuwał się mój brat Percy ze swoją dziewczyna Anabeth. Dalej był Jason z Piper, Frank i Hazel, Leo Valdez który majstrował coś przy swoim pasie i na samym końcu w prawym górnym rogu stał Nico di Angelo. Akurat jego lubiłam najmniej z tej całej ósemki półbogów, chłopak zawsze był taki mroczny i tajemniczy. Nie wiem czemu zrobiło mi się nagle zimno. Odstawiłam ramkę ze zdjęciem na miejsce, wzięłam swoją torbę podróżną i wyszłam z pokoju. W salonie siedziała Pani Jackson i rozmawiała z jakimś mężczyzną.
-Oh, dzień dobry Blue – powiedziała gdy tylko mnie zobaczyła – to jest Paul, ojczym Perciego.
-Miło mi pana poznać jestem Blue. – Paul skinął tylko głową.
-Ktoś z obozu powinien po ciebie przyjechać za niecałe półgodziny, więc jak jesteś głodna zrobię ci…
-Nie naprawdę nie trzeba, pójdę tylko jeszcze do łazienki i już mnie nie ma.- przerwałam jej w pół zdania.
Tak szczerze nie pasował mi ten Paul lekko. Poza tym w domu Jacksonów pachnie potworami. Jestem strasznie wyczulona na ten zapach. Poszłam szubko do toalety i zamknęłam za sobą drzwi. Poprawiłam lekko makijaż i uczesałam włosy. Przebrałam się z piżamy w ciepłe czarne rurki i szary sweter. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Godzina wskazywała za pięć dwunasta. Wyszorowałam jeszcze tylko zęby i wyszłam z pomieszczenia. Od razu skierowałam się do drzwi wyjściowych.
-Blue poczekaj! – usłyszałam za sobą głos Sally – daj to Percyiemu jak go podkasz.
Kobieta wręczyła mi białą kopertę. Włożyłam ją do torby i już miałam wychodzić gdy kobieta obięła mnie i przytuliła. Byłam lekko zaskoczona tym gestem, ale odwzajemniłam ucisk.
-Uważaj na siebie. Wiem, że próbowałaś im pomóc.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
-Dziękuję.- powiedziałam i wyszłam z domu.
Na podjeździe czekały na mnie dwa pegazy. Jednego z nich dosiadała dziewczyna którą bardzo dobrze znałam. Przede mną stała Piper McLean.
-Hej jestem Piper McLean jestem córką Afrodyty.- przedstawiła się wesoło.
-Blue Clare córka Posejdona.- odpowiedziałam i wsiadłam na drugiego pegaza.
-„Hej Blue jestem Zefir”- przedstawił się koń.
-„Miło mi.” – odpowiedziałam.
-A więc co jest w tobie takiego niezwykłego, że Chejron nie kazał wysłać po ciebie satyra tylko półboga?- zapytała Piper.
-Wolała bym o tym nie rozmawiać.- mruknęłam.
Piper tylko wzruszyła ramionami i kazała swojemu pegazowi wzbić się w powietrze. Zrobiłam to samo. Leciałyśmy w ciszy. Tak jedną z moich specjalnych zdolności odziedziczonej po matce to zrażanie do siebie ludzi. Czuję, że w tym obozie nie będzie tak miło i przyjemnie jak się tego spodziewałam.

------------------------------------------------ 

 Dobra pierwszy rozdział opowieści o Herosach. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Rozdział taki trochę dziwny, ale mysle, że następne będą lepsze. 
Ogólnie to chciałam najpierw zobaczyć, czy ktoś to w ogóle będzie czytał więc wstawiam to dzisiaj. Ten rozdział jak dobrze pamiętam miał być wstawiony tu 20-21 grudnia, po wstawieniu 10 rozdziału na moim innym fan fiction [KLIK] , ale jeżeli nikt nie będzie tego czytał nie ma sensu się nawet za to zabierać.
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy. I proszę o jakiekolwiek komentarze :)

6 komentarzy:

  1. Super, czekam na dalszy ciąg, kiedy będzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam ^^. Nie umiem pisać kreatywnych komentarzy. Więc napiszę, że bardzo mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Nie pierwsza FOCH FOREVER!! A druga sprawa foch na Blue bo nie lubi Nico (na stos z nią :P ), rozdział fajny zauważyłam parę nic nie znaczących literówek ale każdy tak ma ;) Widzę że nie tylko ja mam ten "talent" do pisania nie kreatywnych komentarzy (Ribbon HIGH FIVE) Dobra wyszła mała autostrada.
    TRZYMAJ SIĘ Julie di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam kilka błędów, które trochę przeszkadzają w czytaniu. Ale poza tym tematyka jest fantastyczna. Idę czytać dalej!

    Bianca

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba! Fabuła się zapowiada ciekawie, jutro zajrzę po więcej. Co tu dużo mówić, po prostu miło się czyta, masz fajny styl pisania, zdarzały się błędy, ale to nic nie szkodzi ;) Ja też piszę o herosach, więc jak chcesz, to możesz wpaść do mnie :D
    http://teddypisze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli przeczytasz a nie zostawisz po sobie komentarza na świecie zginie jeden pegaz a chyba nie chcesz żeby wyginęły?