PRZYPOMINAM, ŻE PAMIĘTNIK: 30 DNI NA MIŁOŚĆ ZOSTAŁ PRZENIESIONY TU [KLIK]
Przeczytaj notatkę pod rozdziałem!
*Annabeth*
Co ja
zrobiłam? Nie wiem co mną kierowało w chwili gdy razem z Jasonem pełniliśmy
wartę w górach, gdzie pojechała na wycieczkę mama Percyego. Piper i Reyna spały
a ja nie mogłam. Cholera. Przez ostatnie tygodnie zbliżyłam się do Jasona i tak
jakoś wyszło że najpierw mnie pocałował, było to jakieś dwa dni temu Dzisiaj
leżę przykryta kocem w jego ramionach i wsłuchuję się w jego spokojny oddech.
Spał. Co robiliśmy wcześniej? Tak uprawialiśmy sex. Nie wiem jak będę teraz
mogła spojrzeć Percyemu w oczy. A najgorsze jest w tym, to że Jason mi się
podoba i podczas tych paru tygodni wyznałam mu miłość, tak samo jak on mi.
Jednak mam wyrzuty sumienia. Percy… Nie mogłam nawet z nim porządnie zerwać.
Nienawidzę Nico i Leona, gdybym poszła z Jacksonem nie zdradziła bym go i było
by tak jak dawniej.
Jednak
może to i lepiej. Dwa tygodnie przed wyruszeniem na misje pokłóciłam się z
synem Posejdona. Kłóciliśmy się o wszystko począwszy od tego jak się ubiera po
to jaką temperaturę ma herbata którą piję. Może to i lepiej, że tak się stało
teraz odnalazłam miłość mojego życia i mogę zerwać z Percym.
Jest
jednak jedna niepewna rzecz w mojej obecnej sytuacji. Czy Jason też odwzajemnia
moje uczucie? Czy ten blond włosy chłopak, syn Jupitera też jest we mnie
zakochany tak jak ja w nim i czy dla mnie będzie gotowy zerwać z córką
Afrodyty? Tyle niewiadomych myśli przepływa przez moją głowę, że mam odczucie,
że zaraz mi eksploduje.
*Blue*
Obudziłam
się z wielkim bólem głowy. Przypominał mi on wielkiego kaca jak po wielkich
Dionizjach rok temu gdy razem z Apollem zwędziliśmy Dionizosowi wino z
piwniczki i poszliśmy pić w ogrodzie oliwnym Demeter. Wtedy pierwszy raz byłam
tak pijana i na drugi dzień miałam kaca. To dziwne, bo bogowie nie powinni
odczuwać czegoś takiego jak ja w tamtym momencie. Najgorsze jednak było to gdy
obudziłam się rano w domu mojego ojca, Posejdona i nie wiedziałam jak tam
dotarłam. To było straszne.
Jednak
teraz wiem dlaczego boli mnie głowa. Wczorajszy pocałunek z Tartarem. To było
coś dziwnego. Tartar nie pocałował mnie z byle powodu, on wyssał ze mnie
większość energii życiowej. Czułam to. Moja energia została praktycznie wyssana
jak czekolada z czekotubki. Nie wiem co miał zamiar z nią zrobić. Może to
pozwoliło by mu przetrwać parę dni dłużej. Martwi mnie to, że dał się oszukać
Chaosowi i wypił tą truciznę skazując się na śmierć. Mimo, iż nie przepadam za
tym chłopakiem to był pomocny. Wiem szybko zmieniam zdanie, ale teraz widzę, że
pomagał bogom i herosom. Nie walczył z Chaosem wyłącznie dla swojej korzyści,
lecz też by przetrwali ludzie i inni bogowie. Tartar chciał po prostu zostać w
ukryciu. Ten bóg był odludkiem i chyba mu się to nawet podobało mimo iż by
zapomniany przez innych.
-Blue?
– usłyszałam głos di Angelo – Blue śpisz?
-Nie
oglądam powieki – odwarknęłam otwierając oczy i przyglądając się synowi Hadesa
– Coś ty nagle taki pomocny się zrobił co di Angelo?
-Powiedz
tylko słowo księżniczko o będę taki jak zawsze – uśmiechnął się kpiąco.
-O
paczcie państwo Clare i di Angelo są w wyśmienitej kondycji życiowej…
-Zamknij
się Valdez! – krzyknęliśmy oboje, na co syn Hefajstosa wzruszył ramionami i
odwrócił się do nas plecami angażując się w rozmowę z Percym i Adamem.
Adam
Kane. Podejrzany typ, nie lubię go. Zachowuje się jak by był najważniejszy na
świecie i wiedział wszystko o wszystkim.
Moje
rozmyślenia przerwał jednak Nico.
-Ej
zobaczcie tam za horyzontem. – wskazał palcem w stronę zachodzącego słońca.
Obejrzeliśmy się wszyscy. Jednak to co tam zobaczyliśmy przeraziło nas.
-Nico,
Adam pakujcie nasz obóz. Leon pomóż Blue wstać. – rozkazał Percy. Wszyscy jak
na komendę zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy. W naszym kierunku pędziło stado
piekielnych ogarów i kilka bliżej niezidentyfikowanych latających stworów.
-Ruszcie
się – krzyknęłam pakując swoje rzeczy do torby. Stado było coraz bliżej.
-Nico
musisz przenieść nas cieniem i to już! – krzyknął cały w nerwach Leon. Chłopak
zaczął się palić.
-Leo…
-Tak
wiem – warknął.
-Nie
zabiorę wszystkich – powiedział nagle Nico z napięciem w głosie.
-Bez
jaj di Angelo! – wrzasnął Percy.
-No
mówię, że nie mam jeszcze wystarczająco naładowanej baterii. Ciągłe uciekanie
i…
-Nie
dramatyzuj tylko bież dupę w troki i przenoś nas! – wrzeszczał Percy.
-Ja
zostanę – powiedziałam.
-Nie! –
tym razem wrzasnął di Angelo. – Nie mogę cię stracić drugi raz, rozumiesz?!
-Dobra
już chwytać się di Angelo i jazda – zawołał Leon.
W mojej
głowie zrodził się plan, przerwał go jednak dźwięk przesypywanego piasku pod
naszymi stopami i zabandażowane ręce łapiące nas za kostki.
-Mumie!
– krzyknął Adam.
-Łapać
się już! – krzyknęłam i każdy posłusznie spełnił moją prośbę.
Udałam, że też chwytam się Nica,
lecz w ostatniej chwili cofnęłam rękę. „Przepraszam” – wyszeptałam do syna
Hadesa, jednak oni już znikli pozostawiając mnie samą. To jest mój dzień. To
jest moja chwila by wypełnić swoje przeznaczenie. Zapisane przed wieki w
Księdze Wszystkich Dusz, która przeczytałam podczas pobytu w domu Tartara.
O północy szła,
Wpatrzona w księżyca blask.
Przez lasu ciemny gąszcz,
By odkryć swą Lilith twarz.
Samotny jej cień w blasku jej poświaty
trwał,
Bo to był czas by odkryć swą prawdziwą
twarz.
Nie bała się w cale,
Bo wiedziała jedno.
Gdy się odważy miłości dać szansę
Jej dusza będzie mieć szansę
By odkryć swą Lilith twarz.
Kim że jest Lilith spytacie na pewno
To jej odbicie w gąszczu drzew.
Była to noc piękna jak gwiazdy
Lecz nie realna na to by to był czas
Odkryć swą Lilith twarz.
Ona jednak wiedziała że to ja czeka
gdy jej oczy ujrzą już
pierwszy słońca blask.
I to właśnie będzie czas
by odkryć swą Lilith twarz.
Nie wiedziałam jednak co jest nie tak.
Bo w tej oto chwili ziemią błyskawicy wstrząsnął
trzask
By oznajmić ze to właśnie jest dzień
był odkryć swą prawdziwą
twarz.
Jej matka jest ozdobą pośród miliona gwiazd
to właśnie jest ta chwila
By odkryć swą Lilith twarz
Stawić czoło
przeznaczeniu i lecieć na skrzydłach cienia,
Bo to właśnie jest ten
czas,
By ze sobą stanąć twarzą
w twarz.
Ja
to wiedziałam, że to był wiersz skierowany do mnie. To ja musiałam odkryć swoje
przeznaczenie i swoją twarz, bo to ja w tej godzinie musiałam uwolnić moc mojej
matki.
-Jestem
córką Posejdona i Hekate! Władam wodą i ciemną mocą. Jestem krwią z krwi bogów
od których imienia drży serce z przestrachu. To ja Sabina Blue Clare i proszę
cię matko o użyczenie mi swoich mocy! – krzyknęłam do nadciągającej hordy
demonów.
Poczułam
jak z moich łopatek wyrastają skrzydła. Nie były one materialne. Utkane z
cienia i delikatne jak wiatr, uniosły mnie nad ziemię. Nie bałam się. Pierwszy
raz w życiu czułam się silna i pewna swoich mocy. Czułam się dziwnie, a zarazem
groźnie. Nadszedł mój dzień by pokazać swą prawdziwą twarz
*Nico*
Wylądowaliśmy
z głuchym łoskotem na ziemię. Nie był to jednak piasek, czego się każde z nas
spodziewało, lecz zielona i miękka trawa. Podniosłem się powoli z ziemi, ale
poczułem ostry, rozrywający mnie od środka ból w lewej nodze. Spojżałem na nią,
lecz po chwili odwróciłem wzrok. Mój piszczel chciał się chyba przewietrzyć, bo
kość która powinna się znajdować pod skórą była na wierzchu otoczona przez krew
i mięso.
-Nico…
Twoja noga – powiedział Percy powstrzymując odruchy wymiotne.
-Wiem
– odpowiedziałem powoli powstrzymując się od omdlenia.
-Nie
wygląda to zbyt…
-Wiem
Leo! Wiem – wrzasnąłem walcząc ze sobą, żeby nie zemdleć od widoku mojej nogi i
bólu.
-Poczekaj,
coś zaraz na to poradzę – powiedział blady na twarzy Adam grzebiąc w swojej
torbie po kolei wyjmując z niej różne rzeczy.
-Spokojnie,
nic mi nie będzie – powiedziałem i ostatkiem sił zmieniłem swoją nogę w odmęty
cienia. Odkryłem to jakieś trzy miesiące temu. Próbowałem się podszkolić w
moich mocach i odkryłem ciekawą rzecz. Gdy wkładam jakąś zranioną część ciała
do cienia ona się regeneruje. Tak samo jak Percy robi to wkładając zranioną
rękę do wody jak zrobił to podczas swojej pierwszej bitwy o sztandar. Jednak
jestem tak wyczerpany, że nie mogłem zbyt długo trzymać tam tej nogi. Wyrzuty z
całej energii opadłem na trawę ciężko dysząc.
-Stary
ja ty to zrobiłeś? – zdziwił się Jackson
-Praktyka.
– wysapałem.
-Ej
stary tylko nie zasypiaj. Patrz się na mnie okej? – panikował Leon
-Jeszcze
nie mam zamiaru wybierać się do Hadesu Leonie, poza tym słyszałeś Blue i tak
bym szybko wrócił z powodu zamknięcia bram.
-Właśnie…
Gdzie jest Blue? – zapytał Percy.
-Ona
chyba została – przypomniało mi się – w ostatniej chwili odrzuciła połączenie
i…
-Tu
jestem! – z krzaków głos Blue.
-Emm…
Przecież ty…Ja myślałem, że ty… - jąkałem się.
-Nie
myśl tyle di Angelo bo ci nie wychodzi – zaśmiała się.
Zilustrowałem
ją od góry do dołu. Nic jej nie było i nic się w niej nie zmieniło. Prawię nic.
Percy i Leon, którzy się tylko do niej przytulili nie zobaczyli tego co ja. Za
jej prawym uchem widniał tatuaż skrzydeł, którego wcześniej nie było, poza tym
jej oczy z czarnego przybrały odcień granatu i szmaragdu. Ona tam została i coś
się stało, ale nikt tego nie zauważył. Nikt jej nie znał tak jak ja, bo nikt
nigdy nie przyglądał się jej dokładnie. Była inna i było to widać, ale tylko
dla osoby, która przez podróż w Tartarze uczyła się jej na pamięć i tą osobą
byłem ja. W jej oczach dostrzegłem dzikość, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem
u człowieka. Blue nie była już tą samą bezradną osobą, która tylko udawała, że
wie co robić, by nie siać paniki. Blue była teraz prawdziwą boginią, która
zaczyna mi się coraz bardziej podobać.
-Ziemia
do Nico. – przed oczami ukazała mi się machająca dłoń Jacksona.
-Tak,
ja tylko…
-Tak
wiem, że ty tylko pożerasz moją siostrę wzrokiem, co jest dziwne bo jeszcze pół
roku temu byłeś gejem, ale teraz mamy ważniejsze zmartwienie. – powiedział
Percy, a ja spaliłem buraka.
-Miałem
wizję – zaczął Leon – Byłem na olimpie i na i na środku Sali tronowej Zeusa
stała klepsydra z piaskiem, którego nie zostało już zbyt dużo. Na oko dwanaście
do czternastu godzin…
-Dokładnie
to dwanaście i pół godziny Leo – odezwała się Blue patrząc na mnie. – Jaki mamy
dzisiaj dzień?
-Dwudziesty
pierwszy grudnia– odezwał się Adam.
-A
więc wiecie co jest dwudziestego drugiego grudnia? Przesilenie zimowe które…
Jaki mamy rok? – zapytała się Adama.
-Dwudziesty
rok od panowania Kleopatry – odpowiedział.
-Jakieś
trzydzieści lat przed naszą erą – mamrotała po cichu. – W ten dzień przesilenie
zimowe wypada o tej samej godzinie co przesilenie w dwa tysiące jedenastym roku
czyli o szóstej trzydzieści.
-
Wow jak ty to obliczyłaś? – zapytał Leo.
-Jestem…
- zawahała się – Mam błogosławieństwo Ateny jeśli o to pytasz.
W
pewnym sensie kłamała, ale w pewnym sensie mówiła prawdę. Blue była boginią.
Nie powiedziała mi tego, ja się domyśliłem. Po jej sposobie bycia i jej kolorze
krwi. Gdy zraniła się w nogę podczas naszego pobytu w Tartarze jej krew była w
jasnym odcieniu czerwieni, prawie biała. Ja w odróżnieniu do niektórych
potrafię patrzeć.
-Co
to może oznaczać? – zapytałem.
-To
oznacza, że nasz czas się kończy – powiedział Percy. – Przesilenie, letnie jak
i zimowe bramy się zamykają. Wszystkie bramy, nie tylko cienia, czy duat, ale
także bramy czasowe. Wszystkie są zamknięte na godzinę gdy Europejczycy
zmieniają czas na Letni lub Zimowy.
-Według
nas. Egipcjan. Jest to czas odnowienia i nowego początku. – powiedział Adam.
-Świat
się restartuje – zamyślił się Leo.
-I
zamyka wszystkie bramy. Mamy dwanaście godzin by dokończyć naszą misję i wrócić
do Nowego Jorku nie utykając tu na zawsze. – powiedziałem, a reszta tylko mi
przytknęła.
-Ej
ludzie zaraz, bo ja czegoś nie kumam. Nie musimy się martwić o to czy ten
portal się zamknie, czy nie możemy w każdej chwili otworzyć nowy tak jak to
zrobiliśmy w Nowym Jorku – powiedział Leon.
-To
tak nie działa. Każdy człowiek może odbyć podróż w czasie dwa razy w życiu i
tylko na sześć miesięcy, inaczej człowiek przepada – powiedziała Blue.
-Skąd…
-Nie
ważne. – ucięła szybko.
-Musimy
się ruszyć bo niedługo i my przepadniemy – powiedział Percy.
*Tartar*
Mam
nadzieję, że wizja, którą przesłałem temu debilowi Valdezowi została dobrze
przez niego odszyfrowana. Jak nie to on i reszta będą mieli problem. Blue… To o
nią się martwię najbardziej. Zostawiłem ją na środku pustyni z zapewne z
rozkołatanymi myślami. Co ja sobie do cholery myślałem?! Przecież ja umieram i
zamiast rozstać się z nią w zgodzie to jeszcze rozpierdoliłem to co było między
nami. O ile cos było. Nie mogę myśleć o tym, że umrę nie zaznając z jej strony
miłości. Że już jej więcej nie obejmę i nie obronię przed złem tego świata i
tych wszystkich zapyziałych buców siedzących na Olimpie.
Ja
się zastanawiam czy oni są ślepi czy głupi? Nie wiem jak można nie zauważyć
tych dziwnych intryg Chaosa i tego, że jest dwulicowym dupkiem. No oczywiście,
ze nie widzą, bo ich wzrok nie sięga dalej niż czubek ich własnego nosa.
Zostało
mi niecałe trzy i pół tygodnia, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik i
przygotować obóz Półkrwi i Jupiter do prawdziwej wojny. Bo to co do tej pory
przeżyli to tylko przedsmak tego co nastąpi gdy Chaos wskrzesi wszystkich
wrogów bogów i herosów. Mam nadzieję, że Blue przekona swoich przyjaciół co do
mnie i zaufają mojemu planu a nie powierzą swoje życie Chaosowi i jego łasce.
Zakręciło
mi się gwałtownie w głowię. Oparłem się o kominek w którym płonął ciepły ogień.
Zostaje mi już coraz mniej czasu. Moja choroba postępuję i z dnia na dzień
staje się coraz słabszy. Z ledwością już mogę się teleportować i używać swoich
mocy. Ostatnio straciłem zdolność regeneracji i muszę jeść i spać, co kiedyś
było nie do pomyślenia. Jestem wrakiem, pozbawionym mocy bogiem. Mam nadzieję,
że moja śmierć będzie bezbolesna i szybka. Choć znając mojego brata zafunduje
mi dużo mało przyjemnych wrażeń. Dobra. Stop. Im częściej o tym myślę tym
popadam w większą depresję. Chociaż mam pewien plan związany z moją śmiercią,
który może utrzeć nosa Chaosowi bo jestem przecież strategiem i muszę jak
najszybciej opracować plan działania co do mojej śmierci, obrony Olimpu i
oczywiście obozów. Bo gdy Chaos zaatakuje nie będzie wyjścia i trzeba będzie
stanąć z nim do krwawej walki.
Musze
skończyć planować jak najszybciej, puki zostało mi mocy by móc opuszczać Tartar
i oczywiście muszę go przedstawić Blue, co wiąże się z naszym spotkaniem.
O ile wróci z misji przed zimowym przesileniem.
I o ile przeżyje to co na nich czeka w podziemiach świątyni Izydy w
Jerozolimie. Mam nadzieję, że wpadła na moją wskazówkę, którą zostawiłem jej w
kieszeni jej płaszcza, bo jak nie to musi okazać się wielkim sprytem by przeżyć
to co czeka ją i jej przyjaciół podczas ostatniej misji w Egipcie.
---------------------------
PRZEPRASZAAAAAM.
Wiem, że to i tak nic praktycznie nie zmienia i
że macie ochotę przyjść pod mój dom z widłami i pochodniami, żeby mnie zabić,
spalić na stosie i powyrywać ręce i nogi.
Naprawdę bardzo was przepraszam.
Mogłam wam nakłamać że komputer mi się zepsuł
czy usunął się rozdział, ale tak naprawdę to brak weny i zapierdziel w szkole
nie dawały mi napisać tego rozdziału. Gdy już miałam jednak wolną chwilę i
siadałam przed laptopem by coś napisać wszystkie pomysły gdzieś wyparowywały.
Przyznaję się szczerze, że nie wiem kiedy dodam
następny rozdział. Zostały mi jeden albo dwa rozdziały i epilog. Nie wiem czy
wyrobię się z tym wszystkim do przerwy świątecznej bo już na grudzień mam
zaplanowane sprawdziany i naprawdę nie wiem gdzie zmieszczę pisanie tego ff w
moim napiętym grafiku.
Jeżeli rozdział nie pojawi się za dwa tygodnie
to znaczy, że albo padłam z wycieńczenia albo nie miałam czasu, żeby iść do
łazienki bo miałam masę nauki.
JESZCZE JEDNA BARDZO WAŻNA RZECZ. PEWNIE
NIEKTÓŻY Z WAS SŁYSZELI O PIĄTKOWEJ TRAGEDJI WE FRANCJI. PROSZĘ JEŻELI
JESTEŚCIE KATOLIKAMI I WIERZYCIE W BOGA POMUDLCIE SIĘ ZA TE 132 OFIARY ZABITE W
ATAKACH TERRORYSTYCZNYCH NA PARYŻ. JEŻELI NIE WIERZYCIE UCZCIJCIE ICH PAMIĘĆ
MINUTĄ CISZY. ONI MIELI RODZINY, MARZENIA I JAK KAŻDE Z NAS CHCIELI ŻYĆ. POKAŻCIE,
ŻE NAPRAWDĘ ZALEŻY WAM NA WSPARCU FRANCJI W WALCE Z ICH WŁASNYMI DEMONAMI I
ZAMIAST USTAWIAĆ ZDJĘCIA Z FLAGĄ FRANCJI NA FACEBOOKU NAPRAWDĘ UCZCIJCIE PAMIĘĆ
TYCH OFIAR MINUTĄ CISZY, LUB MODLITWĄ. TO BARDZIEJ POMAGA. POZA TYM TO MOGŁO
SPOTKAĆ KAŻDEGO Z NAS. SPOKOJNEJ NOCY. #PRAYFORPARIS
Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że
spełnicie moją prośbę związaną z ofiarami terroryzmu. Jeżeli jesteście
przeciwni moim poglądom nie hejtujcie. To nie jest teraz czas ani miejsce na
to, bo na naszych oczach trwa wojna i dzieją się tragedie. Jeżeli wam się to
nie podoba zostawcie to bez komentarza.
Dziękuję jeszcze raz i dobranoc życzę.
*Wiersz został napisany przeze mnie wszystkie prawa zastrzeżone!
Annabeth i Jason? Rozdział świetny, jak zawsze, ale to? O kurde, nie powiem, jestem zaskoczona.
OdpowiedzUsuńAnn i Jason?? Jasabeth 😉 GENIALNE
OdpowiedzUsuńTylko szkoda mi Persiaka...ta akcja z Blue super, powodzenia w szkole i szeeeeekam
Okej okej okej.
OdpowiedzUsuńTo według ciebie znaczy "brak weny"?
Serio?
Pisz dalej i za przeproszeniem nie smęć, bo zawsze jest zajebiście!!! Xddd
Weny i pozdro
#Vega